środa, 23 lipca 2014

Se gotuje se: masło orzechowe.

Gdy małym brzdącem byłem, rodzicie moi, dbając o mój harmonijny i zrównoważony rozwój (a także celem zyskania trochę czasu dla siebie) sadzali mnie przed telewizorem i oglądałem zgniłe, kapitalistyczne show z hameryki tj. Ulicę Sezamkową. Była to wersja angielska - wiadomo lata 90, aczkolwiek były to odcinki podejrzewam, że z lat 80. Mimo to oglądałem z rozdziawioną japą - bo też i nie oszukujmy się -  w tamtym okresie szarzyzny, wszystko co pokazywało ten lepszy, bardziej kolorowy świat, było w cenie.

 W każdym razie (kiedyś jeszcze o dziecięcych wspomnieniach w TV napiszę, ale to temat na dłuższy wpis) nieraz w odcinak Ulicy wspominano o maśle orzechowym. Bohaterowie zajadali się kromkami chleba ubogaconym tymże przysmakiem. A nieraz nawet puszczano piosenkę taką jak poniżej wstawiam:


która już w ogóle powodowała u mnie permanentny ślinotok. W sklepach masła oczywiście nie było. Ciężko było kupić jakikolwiek krem czekoladowy, a co dopiero taki wynalazek jak masło orzechowe. Toż to drodzy Państwo tylko w hameryce :)

Dużo później jak już dużym chłopcem byłem, pojawiło się masło w sklepach i spróbować wreszcie mogłem tego przysmaku - który okazał się być tak samo smakowity, jak smakowicie wyglądał na filmach, które oglądałem.

No i dochodzimy do meritum. Ponieważ teraz jestem już całkowicie dorosłym chłopcem, to i zmieniło mi się zapatrywanie na pewne sprawy. Np. zacząłem zwracać uwagę na to co jem. W maśle orzechowym, które można kupić w sklepie znajduje się sporo cukru oraz soli (a i pewnie sporo różnych innych E). Co więcej producent chwali się zawartością 90% orzechów - zatem pozostałe 10% pewnie zatrważa. Staram się tego typu rzeczy unikać - bo też i nie są one dla organizmu konieczne - a powodują, że człowiekowi opona rośnie i się robi nie jak z amerykańskiego serialu o pięknych i bogatych.

Ale w zakresie masła orzechowego znalazłem na to panaceum. Otóż bardzo łatwo można sobie takie masło zrobić samemu (100% orzechów i chrzań się producencie ze swoimi tajemnymi 10%). Wiemy co w nim jest, co więcej wychodzi taniej - bo orzechy w kraju naszym nad wisłą tańsze są zdecydowanie, niż produkt gotowy.

Czego potrzebujemy? Otóż dwóch rzeczy: blendera z funkcją rozdrabniania (taka miseczka z ostrzami, a jak mamy kielichowy, to chyba można po prostu do kielicha) oraz ok. 300-400 g. orzechów ziemnych. Możemy albo użyć fistaszków (tylko wtedy po ich obraniu trzeba je uprażyć na patelni) - albo kupić prażone (ale nie solone) orzechy (ja użyłem raz takich z reala a raz z tesko). Teraz najtrudniejsza część - trzeba włożyć orzechy do blendera ;) i zacząć blendować... blenderować... blendzić... no w każdym razie zacząć robić to, co blender potrafi najlepiej :D. 

Trochę to potrwa i trzeba uważać, żeby blendera nie przegrzać - ale po paru minutach orzechy zaczną puszczać olej a po jeszcze paru zrobi się Wam masło orzechowe. W czasie tworzenia Waszego orzechowego opus magnum dobrze czasem otworzyć blender i zdjąć orzechy, które przylepią się do ścianek - jak będziecie  robić to zobaczycie o co cho (dzi - ale chce być młodzieżowy).  

Po zakończeniu genesis masła przekonacie się, że nie będzie ono tak gładkie jak to sklepowe - ale będzie miało 100% orzechów. Można dodać miodu albo soli (albo jednego i drugiego) w zależności do upodobań.  

W każdym razie smacznego - tylko nie zeżerać od razu wszystkiego - bo mimo, że zdrowe to kaloryczne to jest niczym smalec na kromce z masła ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz