wtorek, 22 października 2013

epokowe bóle człowieka nowego wieku w kolejce stojącego

Stanie w sklepowej kolejce jawi mi się jako jedna z najbardziej bezsensownych rzeczy, która może człowieka szarego spotkać. Jest to marnowanie czasu na wręcz globalną skalę. Jakby tak policzyć czas spędzony w kolejkach, to pewnie parę ładnych urlopów by się z tego uskładało. Jest to jednakże pewien rodzaj "zła koniecznego". Ktoś to tak wymyślił i tak to sobie funkcjonuje. Jednakże z kolejką jak z życiem - może być lżej, może być ciężej. Ciężej jest wtedy jak:


- osoba przed Tobą postanawia zapłacić drobnymi. Wszystkimi jakie składała od przeszło dwóch dekad. I jest to emeryt, który nie wpadnie na pomysł, żeby to wszystko wysypać - tylko wyciąga. Grosz za groszem. Moneta za monetą. Powoli. Ty stoisz i na to patrzysz. Stoisz z jednym produktem. JEDNYM. W głowie pojawiają się wtedy obrazy obozów koncentracyjnych dla ludzi płacących drobnymi. Ja rozumiem, że się uskładało. Że do tej pory płaciło się głównie banknotami po 10 zł (kto mi zabroni - PANISKO JESTEM - patrzta mam banknoty - BANKNOTY) i to nawet za bułkę. Pokaże, że mam papierowy hajs - JEBAĆ BIEDĘ NA 100%. Co więcej, jak to zwykle bywa, Tobie oczywiście czas ucieka, bo masz właśnie ratować świat o zagłady. A sprzedawczyni liczy, 1, 2 i 5 groszy. I jest impreza......

W ogóle taka mała porada. Coś co zaoszczędza chociaż trochę czasu Tobie i zapewne będzie zbawieniem dla ludzi stojących w kolejce "za Tobą". 
Jeżeli akurat, stojąc w kolejce, nie rozmawiasz przez telefon. Albo nie taksujesz atrakcyjnego zadu osoby stojącej przed Tobą, ewentualnie atrakcyjnego osobnika płci przeciwnej z kolejki dalej. Albo nie myślisz nad dziełami Spinozy, które przeczytałeś rankiem. Ewentualnie, nie starasz się rozwiązać problemów globalnego ocieplenia, wojny domowej w Syrii, kryzysu gospodarczego i nie wymyślasz nowego i spójnego systemu filozoficznego, to możesz uwaga, uwaga, odliczyć sobie pieniądze WCZEŚNIEJ. Nie mówię o sytuacjach, kiedy masz na taśmie pierdyliard produktów - wiadomo, nie da rady policzyć, ile to kosztuje. Aleeee.... jeżeli akurat kupujesz chleb, żeby przefiltrować denaturat i do tego z jakiegoś niewiadomego powodu - kubek żelu do włosów - to zapewne jesteś w stanie ocenić, ile to kosztuje. I zamiast stać i tępo wpatrywać się w horyzont sklepu, nie robiąc totalnie nic - możesz uwaga!!! uwaga!!! .... wyciągnąć portfel i zobaczyć jak możesz zapłacić. Czy drobnymi, czy banknotem czy kartą wreszcie. Jeżeli to gotówka, to możesz kwotę przygotować, zamiast szukać jej w portfelu przy kasie. I wszyscy będą zadowoleni i Ci za Tobą i Ty, bo szybciej zapłacisz i generalnie wszystko będzie tak pięknie i tak cudownie i jednorożce z tęczą z dupy i w ogóle.......

- osoba przed Tobą odkrywa, że jednak czegoś nie chce - zwykle odkrywa to jak zostało już "nabite" na kasę - jest to jedna z najbardziej wkurzających rzeczy. Bo przecież wiadomo, że za klientem chodzi kolo ze strzelbą  - czas na wybór danego produktu, to co najwyżej półtorej minuty, a potem kulka w łeb. Ale wiadomo klient nasz Pan - przecież nikt nie zabroni zrezygnować - a że trzeba wołać kogoś z obsługi, żeby produkt wycofał. A co to obchodzi KLYENTA. A Ty stoisz z tą jedną bułką kajzerką i Cię krew zalewa.

- a te majtki to z czego są ? - na cholerę pytasz przy kasie. Ta biedna kobieta ma zwykle za zadanie, jedynie zabrać od Ciebie pieniądze. Ona nie jest informacją. Nie rozwiąże Twoich problemów egzystencjalnych. Jak jesteś w sklepie, to możesz poszukać kogoś z obsługi. To naprawdę nie boli... Pomyśl, ile to przekleństw mniej padnie na tym świecie, jeżeli Twoje wątpliwości nie będą powodować,  że ktoś jeszcze będzie przez nie tracił czas.

- ale kiedyś to było tańsze - na cholerę w ogóle wypowiadasz przy kasie takie stwierdzenia. Co ta biedna kobieta ma Ci powiedzieć. Czy to ona ustala ceny? Nie. Czy ona ma jakiś wpływ na to wszystko? Nie. Ja wiem, że jesteś Panisko boś klient, a szef rano na Ciebie krzywo się spojrzał i teraz musisz się zemścić. Ale ta biedna osoba na kasie naprawdę nie jest osobą, która powinna zbierać na klatę Twoje nieudane życie. Zarabia minimalną albo i poniżej, bo jest na jakiejś umowie śmieciowej. Po co ględzisz. To nikogo nie obchodzi. Jeżeli boli Cię życie, kup sobie psa - będziesz mógł do niego gadać dopóki Cie nie zagryzie. Wtedy świat będzie miał spokój......

 Przepraszam za żółć, ale ostatnio co rano jestem w Biedronce i jedyną grupą społeczną, która jako tako się przy kasie "zachowuje", są żule którzy kupują jednego, najtańszego, browara i mają zawsze odliczone drobne :)

czwartek, 17 października 2013

Świeże znicze

Zawsze będzie mnie fascynować, jak szybko w tym kraju pojawiają się dekoracje świąteczne w sklepach. Co więcej w chwili obecnej dochodzi do paranoicznej sytaucji, gdzie dekoracje Świąt Bożego Narodzenia mieszają się z dekoracjami Święta Zmarłych oraz Halloween. Zawsze to jest budujące, że tak wszystko naraz i w takim bogatym "świętującym" kraju żyjemy. Mikołaj z dynią na głowie zapala znicza - rzeczywistość polskiego hipermarketu. Jak to mawiają "biznes is biznes". Z drugiej strony za czas jakiś pewnie będziemy świętować Ramadan, więc chyba warto teraz napatrzyć się na Mikołaja. :)

czwartek, 10 października 2013

bo mi się yeah bło

Ostatnio, w związku z wydarzeniami powszechnie znanymi, przypomniał mi się pewien dowcip:

Spotyka się dwóch kumpli:
- Coś taki smutny?
- A masakra z żoną.....
- No ale co się stało?
- No bo widzisz siedziałem z żoną przy obiedzie. I ona nalała zupę. I tak jemy. I chciałem ją poprosić o sól. A zamiast "Podasz mi sól kochanie?" wyszło mi "GŁUPIA KURWO PRZEJEBAŁEM PRZEZ CIEBIE NAJLEPSZE LATA ŻYCIA". 

Ja rozumiem, że arcybiskup mógł chcieć powiedzieć co innego. Ja rozumiem, że może co innego miał na myśli. Że nie chciał ... i w ogóle. Ale na tkankę tłuszczową Magdy Gessler - to jest osoba publiczna. Od osoby publicznej wymaga się więcej - po pierwsze zdolności oratorskich (co w naszym kraju polskim zwykle zawęża się do tego, żeby nie przeklinał i mówił w miarę zrozumiale), po drugie myślenia jak to co powie będzie odebrane ( i to jest jak najbardziej i głównie w interesie mówiącego), po trzecie wreszcie - że osoba publiczna posiada przynajmniej pewne zasoby inteligencji (wiem, że dużo wymagam - ale nie chodzi mi tutaj o celebrytów - bo oni tak naprawdę nic nie muszą mieć), które to zasoby spożytkuje min. po to, aby jego wypowiedź pasowała do zajmowanego stanowiska, poglądów, które to stanowisko reprezentuje etc. etc.

Arcybiskup nie może się wykręcić z tego co powiedział. Szczerze mówiąc, zanim wybuchnąłem pustym śmiechem, to przez chwilę krew mnie zalała. Przecież z tej wypowiedzi wynikało, że księża są podatni na impulsy seksualne. Co więcej, że są na tyle zdegenerowani i "nagrzani", że te impulsy odbierają także od dzieci. Jasne, że natury nie da się wyrugować z ludzkiego jestestwa, ale na krótkie nóżki Kaczyńskiego, chociaż publicznie wysoki hierarcha kościelny powinien powstrzymać się od wypowiedzi, że księża są takimi przywarami targani. Oczywiście, że są - ale po to siedzą ileś tam lat w seminarium, żeby nauczyć się jak sobie z tym radzić - przez modlitwę, zimne kąpiele, nie wiem .... cokolwiek....   Co więcej, jeżeli tacy ludzie sobie z tym poradzić nie potrafią, to obowiązkiem kościoła jest takich ludzi do stanu kapłańskiego nie dopuścić. 

Kościół sam sobie strzela gola w tej sytuacji. Co więcej powinno do hierarchów dotrzeć, że to nie są już złote czasy kiedy lud ciemny był w nich ślepo zapatrzony. Jeżeli się potkną, to nie da się tego zbyć uśmieszkiem i standardowym "nie o to chodziło". 
Czas skłonić głowy mości Panowie - coś czego od bardzo, bardzo dawna nie robiliście......

niedziela, 6 października 2013

wietrzna walka

Żyjemy w takim kraju dziwnym - którego właściwość polega na tym, iż toczy się tu wieczna wojna. Co najzabawniejsze walczą wszyscy ze wszystkimi i to odkąd człowiek przyjedzie na świat i jako tako zacznie udzielać się w społeczeństwie. 

Ot chociażby szkoła - odwieczna walka nauczycieli z uczniami. Uczniowie za wszelką cenę starają się wyrwać dla siebie jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem. Bo czymże jest "ściągnie" jak nie pojedynkiem nauczyciel kontra uczniowie? Kto okaże się sprytniejszy, kto kogo przechytrzy..... 

Potem człowiek idzie na studia gdzie to ściera się co krok z władzami uniwerku, jak również z profesorami. Czy uda się przełożyć egzamin, czy moja zbolała twarz przekona dziekana, że jestem umierający..... Z drugiej strony uniwersytet też działa jakby chciał studentów zabić "w imię nauki". Czyli sesja tak ułożona, że albo oduczysz się snu, albo coś ulejesz. Ewentualnie możesz zakombinować i coś przełożyć, na coś nie iść etc. 

A sprzedawcy? A kupujący? Permanentna walka jednych z drugimi. Sprzedający stara się wcisnąć komuś chłam - kupujący stara się nie dać (że tylko można przywołać tutaj próbę kupna samochodu używanego - ale to temat na osobnego i to bardzo długiego posta). Podobnie kupujący - ileż to razy próbują wcisnąć lewą reklamację....

Państwo dyma obywateli na podatkach i świadczeniach. Obywatele nie pozostają państwu dłużni - "szara strefa" to się nazywa czy jakoś tak ;)

Policjanci z drogówki :D tutaj pozostaje się tylko uśmiechnąć. Z drugiej strony kierowcy, którzy za wszelką cenę starają się uniknąć czy to mandatów z fotoradarów, czy to jakiejkolwiek innej odpowiedzialności.

I można by tak jeszcze długo, długo wymieniać.....

Teoretycznie każdy, kto chciałby nasze Państwo piękne podbić trafia w wir ciągłej wojny. Trafia do kraju, gdzie jedną z najważniejszych cech jest "cwaniactwo". A to jak sobie poradzisz nie ma nic wspólnego z działaniem zgodnie z normami, czy jakimś dekalogiem. Dlatego rozmontowaliśmy Związek Radziecki. Dlatego mówi się, że najlepsi szpiedzy to, poza Izraelczykami, Polacy..... To dlaczego Moczarski siedząc ze Stroopem w celi śmiał się w duchu, na deklarację Stroopa, że polscy strażacy w czasie drugiej wojny światowej tak pięknie i wiernie defilowali przed Hitlerem (podczas gdy 90 % z nich należało do AK).  Dlatego, wreszcie, mamy słowo "skombinować" - które w znaczeniu jakie się mu u nas nadaje, nie ma odpowiednika w żadnym innym języku.

Piszący te słowa ma tego pełną świadomość - co więcej - stoi on w równym szeregu z pozostałymi 38 milionami "cwaniakami" tego kraju.I nawet nie próbuje oceniać moralności tego wszystkiego - bo oceniać powinien człowiek "bez skazy" - a takiego w tym kraju chyba jednak brak :)

Czego Wam i sobie w ten niedzielny wieczór życzę :)

sobota, 5 października 2013

cóż by innego w sobotni poranek

Poranek nastał dzisiaj dla mnie ok. godziny 13. Nie będę ukrywał, że w dniu wczorajszym dałem upust potrzebie tzw. resetu. Mało to intelektualne, mało to rozwijające, ale wiadomo, że nieraz człowiek musi się po prostu "urżnąć". Zdarza się to każdemu - oby tylko w granicach rozsądku. Jak to mówią in vino veritas - bo budząc się na kacu, dochodzimy do wniosku, że część naszych problemów jest wyolbrzymiona a część w ogóle problemem nie jest - tylko jakąś tam normalną częścią żywota, przez którą nie pierwsi przechodzimy. Wnioski takie, pomimo bolącej głowy i ogólnego samopoczucia na zasadzie "dlaczego ja", pozwalają na chwilę wytchnienia.

 Ale ja nie o tym. Ponieważ dzisiaj weny brak na posta dłuższego, będzie post krótszy, ale nie mniej, mam nadzieję ciekawy. Bo też i wpadłem na pomysł

Oto mój subiektywny wybór pięciu piosenek "na kaca" z krótkim uzasadnieniem dlaczego - kiedyś już coś takiego robiłem - ale zrobię po raz drugi :):

5. Hurts - Wonderful life - wybór może wydawać się zaskakujący, bo piosenka z takim tytułem z pewnością nie pasuje do samopoczucia na kacu - agonia i horror odczuwane na kacu nie mają nic wspólnego ze wspaniałym życiem. Jednakże, przynajmniej ja, na kacu i tak nie bardzo wsłuchuję się w tekst - a BITY w tym kawałku działają na mnie jakoś tak uspokajająco. No i powtarzane w refrenie "nie poddawaj się" działa jakoś tak mobilizująco jak człowiek dogorywa.


4. The Cure - Pictures of you - kawałek dla ludzi, którzy cierpią na kaca w typie "gdzie byłem, z kim byłem" lub inaczej dla tych, co się im film urwał :) i gdzieś tam w głowie przebijają się obrazy wieczoru minionego. Ze zdziwieniem stwierdzamy, że nasz wieczór nie skończył się w jednej knajpie (w tej w której "zaczynaliśmy")  a rejestr smsów i rozmów pozwala sądzić, że powiedzieliśmy wielu osobom wiele rzeczy za które jeszcze długie miesiące będziemy się czerwienić. Z drugiej strony - kto tak nie miał niech pierwszy rzuci kamień :P

3. Coldplay - Paradise - (czy tylko ja w tej piosence słyszę w refrenie parrot dies ?!?!?!?!) tutaj wszelki komentarz zbędny ;)

2. Black Sabbath - Planet caravan - coś z klasyki. Ja wiem, że grupa Ozzyego kojarzy się głównie z szarpaniem drutów, ale mieli też oni parę piosenek spokojnych wielce (bo wiadomo, że najlepsze ballady piszą rockowcy :)) ta jest bardzo bardzo spokojna, żeby użyć nawet bardziej takiego skomplikowanego słownictwa - ma taki oniryczny klimat. I bardzo bardzo nadaje się, na momenty kiedy cała rzeczywistość boli i chcemy, żeby przestała.

1. i na koniec, coś czego nie mogło zabraknąć w zestawieniu - piosenka tak doskonale nadająca się na kaca i poniekąd nawet o kacu mówiąca :D 


Życzę Wam dobrej nocy i idę odespać :D


piątek, 4 października 2013

bo mnie boli

Tragedia stała się straszna, smutek duszę moją ogarnął na wieść tą. Czarne chmury się zebrały na horyzoncie, tornado nadciąga, skarbówka się do kontroli gotuje, w bułkach z serem zaczęło być więcej bułki niż sera, krowy kwaśne mleko zaczęły dawać, polska telewizja zaczęła puszczać kiepskie seriale (ironia taka)..... trzeba by się jednym słowem NAPIĆ.... HA!!! tylko, że teraz za ten luksus znieczulenia się, trzeba będzie zapłacić więcej - bo SE rząd wymyślił, że dziurę w budżecie załata, sięgając do kieszeni naszych. W których to kieszeniach odłożoną gotowiznę (takie staropolskie określenie gotówki - a co - znam to użyje) mieliśmy na zakup ulubionej w tym kraju substancji do kolorowania rzeczywistości - alkoholem zwanej. Rząd podniesie akcyzę (na fajki również - ale ponieważ nie palę to dusza ma nie cierpi i nie płacze - choć jak ktoś i pali i pije to w dwójnasób po dupie dostanie - smutne to bardzo jest :( ). Flaszka półlitrowa znieczulacza obiegowego ma podrożeć o złotych dwa. Co tak naprawdę wydaje się kwotą, może nie jakąś powalającą - ale zawsze to dwa złote mniej. 

Z tego co słyszałem to przeciwko podwyżce są zarówno konsumenci jak i producenci - co dziwić nie powinno, bo akcyza to taki podatek dziwny co służy de facto tylko rządowi, do zatkania tego, co przez nieumiejętną gospodarkę podziurawiło się za bardzo - o budżecie w tym miejscu, rzecz jasna, piszę. 

Pewnie powrotu szarej strefy z okresu kiedy flaszka kosztowała jeszcze złotych 25 za wódkę najpodlejszą (tak koło 2000 roku to było) nie będzie - ale rząd idzie w dobrą stronę, aby znowu handlowało się wódką marki "Stevie Wonder", "Ray Charles", a z europejskich marek "Andrea Bocelli" - wiem, że żart niski, ale co mi tam :P

Także dobrze nie ma - na szczęście, że muzyki przynajmniej za darmo można posłuchać ;)

Wstawiam teledysk i piosenkę ładną - o sercu złamanym :D



czwartek, 3 października 2013

pierwszy październikowy

Jest jak przeziębienie, jak podwyżka akcyzy na alkohol (smutek duszę ma rozrywa), jak brak przelewu pensji dziesiątego, jak brak ulubionego rodzaju bułek w piekarni (mimo, że zawsze były) - nikt się go nie spodziewa. Dzisiaj rano, po wyjściu z bloku, oczom moim pięknym, niebieskim, jak jeziora głębokim (jak się sam nie pochwalę to mnie nikt nie pochwali) ukazał się widok, który uświadomił, że to już ta pora roku kiedy "pizga złem", "naparza apokalipsą", "wieje cierpieniem". Otóż - szyby samochodów okolicznych pokryte były SZRONEM. Widok ten, pozwolił zapalić się w moim umęczonym umyśle,  tym nielicznym zwojom mózgowym, które zdążyły się obudzić (wiadomo "poranek to zło") i doprowadził do jedynego słusznego wnioskowania skutkowo-przyczynowego - BĘDĘ KURWA SKROBAŁ SZYBY BO SZRON. Na twarzach okolicznych zobaczyłem również, podobny do mojego (tzn swojego nie widziałem, bo lustra przy sobie nie miałem, ale zapewne taki był), wyraz radości graniczącej wręcz z ekstazą, że wreszcie będzie można sobie poskrobać szyby. 

Umęczony zatem całą sytuacją ruszyłem szukać w bagażniku wyrobu chińskiego w postaci drapaczki w kolorze pięknym - jasno-zgnito-zielonym, który to kolor jednoznacznie na myśl przywodzi kolor szynki za długo (w pewnym momencie, po wykształceniu przez nią własnej inteligencji, także wbrew jej woli) w lodówce przetrzymywanej. 

Szybę oskrobałem, ze świadomością, że teraz coraz częściej proceder ten uskuteczniał będę. I że będzie to proceder bezsensowną stratą czasu będący. I uświadomiło mi to również, że zima idzie - a okres ciepła bezpowrotnie skończył się..... i że ciepło będzie najpewniej za miesięcy dopiero siedem. Heh - przynajmniej dużych pająków u nas nie ma, a jakby było ciepło to pewnie tarantule by sobie to tu to tam biegały (wiem mało to pocieszające, ale zawsze coś:D).

A poniżej piosnka, dobra na rozruszanie z teledyskiem zabawnym - była kiedyś taka piosenka dyskotekowa Call on Me i tam też, w teledysku, takie dziewoje zgrabne tańczyły-ćwiczyły. Tylko, że tam nie było pentagramu i panów przebranych za czcicieli szatana - co moim skromnym zdaniem, w połączeniu z układem choreograficznym, który wespół z kobietami wykonują- daje efekt niezwykle komiczny. (piosnka w odbiorze jest przyjemna, także bez strachu z tymi czcicielami :)






środa, 2 października 2013

bo Internet potrafi - vol 1

Tak sobie pomyślałem, że najlepsze co można znaleźć w Internecie to nieograniczone wręcz pokłady złośliwości, ironii i sarkazmu. Co więcej, powyższe jest często doprawione także sporą dawką inteligencji. W internecie obśmiane może zostać wszystko. Mnie najbardziej podoba się, kiedy obśmiany zostaje blichtr i przesłodzone wyrażanie uczuć. Amću ćamću - wszystko takie słodziutkie i nagle INTERNET :D Na przykład czego wstawiam poniższe :)



wtorek, 1 października 2013

oj Panie daleko, że Panie pojechoł

Ajajajaj - żem był został wysłan w podróż daleką a niebezpieczną wielce. Bo mię  na trakt do stolycy życie rzuciło.  Podróż odbyłem przy wykorzystaniu kolej żelaznej - gdzie usługę tą świadczy jedyne i nieocenione PKP. Już to samo - że z PKP korzystałem - powinno dać do myślenia jakim to męstwem i odpornością na trudy moja osoba się cechuje. W oczekiwaniu na pociąg nic się nie zdarzyło - skonsumowałem bułę z pastą tuńczykową, którą to wodą świeżą, z butelki PET, popiłem. Przy konsumpcji na peronie w oczy rzuciło mi się z 3 albo 4 jegomościów paradujących w słuchawkach dużych, co się ich zwykle w domu używa. Tutaj zadałem sobie pytanie jedyne słuszne - PO CO? PO CO nosić słuchawki z ogromnymi "muszlami". Ani to wygodnie - bo takie słuchawki ciężko schować i przenosić bez jakiegoś plecaka czy tam torby, jakość dźwięku pewnie lepsza - ale dobre zwykłe słuchawki "małe" też dają radę - zresztą, ile to w ruchu tej muzyki człowiek posłucha. Tutaj mnie olśniło - że to przecież nie o zainteresowanie muzyką chodzi. Nie o jakość dźwięku, nie o wygodę. A o modę .... bo to na takich słuchawkach dobrze widać, jaka  to firma je wyprodukowała. A jak firma to i wiadomo, że droższa albo bardziej jeszcze droga. A jak droga to wiadomo, że właściciel wszelakimi najlepszymi przymiotami ducha i ciała się cechuje. A jak droższa niż droga, to już prawie powinno się przy takim jegomościu uklęknąć - że on ma takie słuchawki a my takich słuchawek nie mamy......
 NO cóż w średniowieczu noszono pantofle z zawiniętymi noskami, na końcu których znajdowały się dzwoneczki... Kretyn nie-kretyn, ważne że modny. 

Ale wracając do meritum. Wsiadłem do pociagu byle jakiego... wróć..... wsiadłem do dobrego pociągu. Odnalazłem swój przedział. Wsiadłem. Popatrzyły się na mnie mordy jakieś trzy, należące do jegomościów w dresach firmowych. Nie dając po sobie poznać zdziwienia, rzekłem powszechnie przyjęte w tym kraju powitanie - Dzień dobry. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza. Usiadłem zatem na miejscu i zacząłem sobie akta na rozprawę czytać. Po chwili doszedł mnie język jakby polski ale nie polski. Jakby znany ale nie znany zupełnie. Okazało się, że trójka w dresach z Federacji Rosyjskiej pochodzi. Spodziewałem się zatem, że zaraz wyciągną spirytus i w ramach bratniej pomocy schleją mnie do nieprzytomności. Jednakże widać na wschód także dotarła cywilizacja, bo zachowanie trójki było bardzo przyzwoite i w ogóle nie nacechowane alkoholizmem (a szkoda..... ;P).

W pewnym momencie poszedłem rozprostować nogi. Wychodząc na korytarz zdumiałem się niezmiernie, gdyż za szybą czekał mnie widok oto taki, który nie bacząc na ewentualnie niebezpieczeństwa uwieczniłem:





Otóż, zatem.... na korytarzu stał czajnik....w pociągu... abstrakcja tej sytuacji pozwoliła mi uwierzyć, że jednak piłem z ruskimi. Oczy przecierałem ze zdumienia kilkakrotnie. Skąd czajnik wziął się - nie pytałem. Czy to jakaś instalacja sztuki nowoczesnej. Czy to jakiś zbieg z wagonu barowego WARSU. O to nie pytałem..... Potem czajnik znikł i więcej go nie widziałem. Zapewne wrócił do swojego wymiaru - gdzie czajniki jeżdżą pociągami a parowary pilotują śmigłowce...... Tematu nie drążę - jak widać ostatnio moje życie dryfuje w jakieś niewyobrażalne poziomy abstrakcji. :D (ale serio... czajnik.....)

Warszawa powitała mnie jak zwykle - ruchem, hałasem etc. Taksówkarze, z których usług korzystałem, jak zwykle jeździli jak popierd........ jeździli dosyć ryzykownie. Ruch był jak zwykle duży. Etc etc. czyli to co wszędzie, tylko że większe i więcej. 

Miałem dzisiaj możliwość stawać przed Sądem Okręgowym. Sąd Okręgowy w Warszawie nie jest prosty. Sąd Okręgowy w Warszawie nie jest łatwy. Co w nim takiego nie fajnego? Rozłożenie korytarzy. Uprzedzony wcześniej o trudnościach z odnalezieniem miejsca docelowego - salą rozpraw zwanego - zerknąłem na mapkę zawieszoną na piętrze, gdzie była "moja sala rozpraw". Pozwolił mi się to jako tako rozeznać gdzie iść powinienem . Na dowód tego, że bez mapki trudno:

 Nie wiem ... i z pewnością nigdy się nie dowiem, jakie środki psychotropowe brała osoba, która to projektowała. Nie dowiem się też zapewne, na jaką chorobę psychiczną cierpiała i czy jest to choroba dziedziczna - i gdzieś tam nie powstaje kolejne, abstrakcyjne rozłożenie korytarzy w stylu "utrudnijmy wszystkim życie" projektowane przez dziedziczkę/dziedzica tejże choroby. W takich sytuacjach jak ta, dobitnie pokazano, że w kraju tym są sytuacje, kiedy należy wyłączyć logikę - tutaj nie ma żadnej. Poza tym gdzieś umknęła projektującemu literka C. Przyczyn nie znam - ale wskazuje to również na jakąś fobię wywołaną literką C. W każdym razie ja oficjalnie współczuję literce C, że została tak oficjalnie olana.
Numeracja jak widać, też działa w jakiś sposób, którego zrozumieć nie sposób (zamierzone powtórzenie). No w każdym razie salę znalazłem - ale byłoby ciężko. Rozkład ten przebija chyba tylko rozkład pokojów w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach - kto był i się zgubił ten wie :D.

Powrót mi się udał bez większych przygód. PKP jak to PKP wiadomo. Chociaż w Intercity się nawet trochę starają - i generalnie nie wygląda to jak w TLK, gdzie element T - taniości - przeważa totalnie nad wszystkim. Innym słowy - trafienie na "nowy" skład czyni podróż zdecydowanie znośniejszą, niż trafienie na stary skład - ale o tym przecież wszyscy doskonale wiedzą. 

Po przyjeździe, ponieważ od buły o 7.30 rano, nie bardzo miałem czas coś zjeść postanowiłem udać się spożyć jakiś posiłek. Nie wiem jaka cholera mnie tknęła - ale zobaczywszy, że niedaleko jest burger king, a ja jeszcze nigdy tam nie jadłem postanowiłem spróbować. Właściwie to nie wiem na co liczyłem - smakowało to wszystko tak samo papierowo jak w Mac Donaldzie (Tusku - tak wiem suchar). Za tą kwotę co na bułę w burger królu wydałem to coś przyzwoitego można by zjeść, gdziekolwiek indziej. No ale jak to mówią, mądry polak po szkodzie. A jakbym nie spróbował to bym się nie dowiedział :D


P.S. od dzisiaj posty nowe pojawiać się będą codziennie. Oczywiście krótkie to będą wpisy. Dłuższe jak znajdę coś wartego opisania :) albo jak coś wartego opisania znajdzie mnie :).