wtorek, 1 października 2013

oj Panie daleko, że Panie pojechoł

Ajajajaj - żem był został wysłan w podróż daleką a niebezpieczną wielce. Bo mię  na trakt do stolycy życie rzuciło.  Podróż odbyłem przy wykorzystaniu kolej żelaznej - gdzie usługę tą świadczy jedyne i nieocenione PKP. Już to samo - że z PKP korzystałem - powinno dać do myślenia jakim to męstwem i odpornością na trudy moja osoba się cechuje. W oczekiwaniu na pociąg nic się nie zdarzyło - skonsumowałem bułę z pastą tuńczykową, którą to wodą świeżą, z butelki PET, popiłem. Przy konsumpcji na peronie w oczy rzuciło mi się z 3 albo 4 jegomościów paradujących w słuchawkach dużych, co się ich zwykle w domu używa. Tutaj zadałem sobie pytanie jedyne słuszne - PO CO? PO CO nosić słuchawki z ogromnymi "muszlami". Ani to wygodnie - bo takie słuchawki ciężko schować i przenosić bez jakiegoś plecaka czy tam torby, jakość dźwięku pewnie lepsza - ale dobre zwykłe słuchawki "małe" też dają radę - zresztą, ile to w ruchu tej muzyki człowiek posłucha. Tutaj mnie olśniło - że to przecież nie o zainteresowanie muzyką chodzi. Nie o jakość dźwięku, nie o wygodę. A o modę .... bo to na takich słuchawkach dobrze widać, jaka  to firma je wyprodukowała. A jak firma to i wiadomo, że droższa albo bardziej jeszcze droga. A jak droga to wiadomo, że właściciel wszelakimi najlepszymi przymiotami ducha i ciała się cechuje. A jak droższa niż droga, to już prawie powinno się przy takim jegomościu uklęknąć - że on ma takie słuchawki a my takich słuchawek nie mamy......
 NO cóż w średniowieczu noszono pantofle z zawiniętymi noskami, na końcu których znajdowały się dzwoneczki... Kretyn nie-kretyn, ważne że modny. 

Ale wracając do meritum. Wsiadłem do pociagu byle jakiego... wróć..... wsiadłem do dobrego pociągu. Odnalazłem swój przedział. Wsiadłem. Popatrzyły się na mnie mordy jakieś trzy, należące do jegomościów w dresach firmowych. Nie dając po sobie poznać zdziwienia, rzekłem powszechnie przyjęte w tym kraju powitanie - Dzień dobry. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza. Usiadłem zatem na miejscu i zacząłem sobie akta na rozprawę czytać. Po chwili doszedł mnie język jakby polski ale nie polski. Jakby znany ale nie znany zupełnie. Okazało się, że trójka w dresach z Federacji Rosyjskiej pochodzi. Spodziewałem się zatem, że zaraz wyciągną spirytus i w ramach bratniej pomocy schleją mnie do nieprzytomności. Jednakże widać na wschód także dotarła cywilizacja, bo zachowanie trójki było bardzo przyzwoite i w ogóle nie nacechowane alkoholizmem (a szkoda..... ;P).

W pewnym momencie poszedłem rozprostować nogi. Wychodząc na korytarz zdumiałem się niezmiernie, gdyż za szybą czekał mnie widok oto taki, który nie bacząc na ewentualnie niebezpieczeństwa uwieczniłem:





Otóż, zatem.... na korytarzu stał czajnik....w pociągu... abstrakcja tej sytuacji pozwoliła mi uwierzyć, że jednak piłem z ruskimi. Oczy przecierałem ze zdumienia kilkakrotnie. Skąd czajnik wziął się - nie pytałem. Czy to jakaś instalacja sztuki nowoczesnej. Czy to jakiś zbieg z wagonu barowego WARSU. O to nie pytałem..... Potem czajnik znikł i więcej go nie widziałem. Zapewne wrócił do swojego wymiaru - gdzie czajniki jeżdżą pociągami a parowary pilotują śmigłowce...... Tematu nie drążę - jak widać ostatnio moje życie dryfuje w jakieś niewyobrażalne poziomy abstrakcji. :D (ale serio... czajnik.....)

Warszawa powitała mnie jak zwykle - ruchem, hałasem etc. Taksówkarze, z których usług korzystałem, jak zwykle jeździli jak popierd........ jeździli dosyć ryzykownie. Ruch był jak zwykle duży. Etc etc. czyli to co wszędzie, tylko że większe i więcej. 

Miałem dzisiaj możliwość stawać przed Sądem Okręgowym. Sąd Okręgowy w Warszawie nie jest prosty. Sąd Okręgowy w Warszawie nie jest łatwy. Co w nim takiego nie fajnego? Rozłożenie korytarzy. Uprzedzony wcześniej o trudnościach z odnalezieniem miejsca docelowego - salą rozpraw zwanego - zerknąłem na mapkę zawieszoną na piętrze, gdzie była "moja sala rozpraw". Pozwolił mi się to jako tako rozeznać gdzie iść powinienem . Na dowód tego, że bez mapki trudno:

 Nie wiem ... i z pewnością nigdy się nie dowiem, jakie środki psychotropowe brała osoba, która to projektowała. Nie dowiem się też zapewne, na jaką chorobę psychiczną cierpiała i czy jest to choroba dziedziczna - i gdzieś tam nie powstaje kolejne, abstrakcyjne rozłożenie korytarzy w stylu "utrudnijmy wszystkim życie" projektowane przez dziedziczkę/dziedzica tejże choroby. W takich sytuacjach jak ta, dobitnie pokazano, że w kraju tym są sytuacje, kiedy należy wyłączyć logikę - tutaj nie ma żadnej. Poza tym gdzieś umknęła projektującemu literka C. Przyczyn nie znam - ale wskazuje to również na jakąś fobię wywołaną literką C. W każdym razie ja oficjalnie współczuję literce C, że została tak oficjalnie olana.
Numeracja jak widać, też działa w jakiś sposób, którego zrozumieć nie sposób (zamierzone powtórzenie). No w każdym razie salę znalazłem - ale byłoby ciężko. Rozkład ten przebija chyba tylko rozkład pokojów w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach - kto był i się zgubił ten wie :D.

Powrót mi się udał bez większych przygód. PKP jak to PKP wiadomo. Chociaż w Intercity się nawet trochę starają - i generalnie nie wygląda to jak w TLK, gdzie element T - taniości - przeważa totalnie nad wszystkim. Innym słowy - trafienie na "nowy" skład czyni podróż zdecydowanie znośniejszą, niż trafienie na stary skład - ale o tym przecież wszyscy doskonale wiedzą. 

Po przyjeździe, ponieważ od buły o 7.30 rano, nie bardzo miałem czas coś zjeść postanowiłem udać się spożyć jakiś posiłek. Nie wiem jaka cholera mnie tknęła - ale zobaczywszy, że niedaleko jest burger king, a ja jeszcze nigdy tam nie jadłem postanowiłem spróbować. Właściwie to nie wiem na co liczyłem - smakowało to wszystko tak samo papierowo jak w Mac Donaldzie (Tusku - tak wiem suchar). Za tą kwotę co na bułę w burger królu wydałem to coś przyzwoitego można by zjeść, gdziekolwiek indziej. No ale jak to mówią, mądry polak po szkodzie. A jakbym nie spróbował to bym się nie dowiedział :D


P.S. od dzisiaj posty nowe pojawiać się będą codziennie. Oczywiście krótkie to będą wpisy. Dłuższe jak znajdę coś wartego opisania :) albo jak coś wartego opisania znajdzie mnie :).




2 komentarze:

  1. Dziwi mnie, że w 2013 roku jest tyle wpisów, a we wcześniejszych może z parę :o Poza tym, zaintrygowało mnie to wydarzenie z czajnikiem. Oby pojawił się w następnym wpisach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero od 2013 r. wziąłem się za prowadzenie bloga na poważnie - chociaż jak widać po wpisach, są momentu kiedy udaje się pisać regularnie, ale są też momenty kiedy jakoś zapał spada. A przecież o to w tym chodzi, żeby czytelnicy dostawali nowe wpisy regularnie. Dlatego teraz mam zamiar pisać o drobnych bieżących sprawach codziennie.
      Co do czajnika to ciężko mi powiedzieć, czy pojawi się jeszcze..... wszystko zależy od niego i od tego czy będzie mu się chciało zmaterializować w moim pobliżu - z drugiej strony to chyba było jedyne i unikatowe spotkanie :P

      Usuń