środa, 22 listopada 2017

siedmiu całkiem w porządku

     Jakoś tak w kwietniu tego roku, pewnego sobotniego poranka, zdałem sobie sprawę, że jestem w Krakowie i naginam po Błoniach (to się z dużej pisze?) z jakimś workiem pełnym piachu na plecach a potem wspinam się po mokrej linie... 

I tak jakoś wyszło, że zacząłem biegać tzw. obstacle course races (w skrócie OCR) lub też po polskiemu - biegi przeszkodowe. Ponieważ i tak mało kogo to obchodzi (i słusznie), postanowiłem przygotować krótki przewodnik po OCR - pisany z punktu widzenia amatora po 30, którego nikt na olimpiadę nie weźmie i który żył z tego nie będzie, bo ma ważniejsze sprawy na głowie. Jak to mawiał żul na widok promocji denaturatu - HIR ŁI GOŁ, czyli 7 rzeczy o biegach przeszkodowych, które chcielibyście wiedzieć, ale boicie się zapytać.  

1. Po co mi to? - prawdopodobnie jest Ci to zupełnie i  do niczego niepotrzebne. Tak jak oglądanie seriali, wyjście do knajpy czy kupno ładnej bluzeczki od cygana - ale - cytując motto klubu niemieckich sadomasochistów: skoro sprawia to przyjemność i za bardzo nie szkodzi nikomu, to dlaczego nie. 

2. Czy muszę być sprawny fizycznie, żeby w tym biegać? - oczywiście nie musisz. Trening w postaci stania w kolejce w Lidlu i sprint między knajpą a turkiem z kebsem w zupełności wystarczy. Sam przed pierwszym biegiem zrobiłem sobie 2 letni odpoczynek od aktywności fizycznej, przy utrzymywaniu wysokoalkoholowej diety piwnej. A tak serio, to nie trzeba być w olimpijskiej sprawności fizycznej, ale coś by tam wypadało porobić jakiś czas przed - i sam trening wytrzymałościowy (bieganie) to trochę mało - siła też się przydaje. Oczywiście mówię o tych najkrótszych dystansach (czyli 5 km plus - zwykle maks 8). Średnie są już zdecydowanie bardziej wymagające. A te 21 km plus - no cóż :D zrobiłem dwa razy i z tydzień po każdym trzeba było się "ogarniać" - gdzie przez to sformułowanie rozumiem przywrócenie motoryki do stanu, w którym ruszając prawą ręką nie boli mnie automatycznie lewa noga.

3. Czy będzie bolało? - to dziewicze pytanie musiało paść. Generalnie nie boli, ale może. Z pewnością zostaną jakieś siniaki i otarcia. Wszystko jest też ułożone tak, żeby było ciężko ale bez ryzyka śmierci - złamania już się mogą zdarzyć. Prawda jest jednak taka, że taki bieg to nie jest radosny bieg po asfalcie, gdzie właściwie nic nikomu się nie może stać i warto brać to pod uwagę - pewna, większa niż przeciętna, doza odwagi aby na starcie się pojawić, jest potrzebna. Z jednej strony zawsze jest to bieg w terenie a nie po twardym, z drugiej przeszkody często związane są z przeskoczeniem jakiejś (czasem wysokiej) ścinaki, albo wejściu po 3-4 metrowej linie. W skrócie - trzeba myśleć co się robi - o biegowym "zen" i całkowitym wyłączeniu się można zapomnieć. Brzmi to groźnie........... ale! przeszkody zawsze można ominąć robiąc karne padnij-powstań albo biegnąc karną rundę biegu np. z obciążeniem. Dlatego ludzie z lękiem wysokości, czy urazami, które nie pozwalają im pokonać niektórych przeszkód też mogą wystartować. Oczywiście trzeba pamiętać, że to nie o to chodzi, żeby coś ominąć - trzeba być jak Tommy Lee Jones w Ściganym i udowodnić sobie że, jak to śpiewał kiedyś koszmar polskiej muzyki rozrywkowej Kuba Molęda i LO27 - Mogęęęęęęę Wszystkooooo - kurwa jakie to było słabe.

4. Czy muszę mieć specjalny sprzęt? - jak to powiedziała Pani w urzędzie miasta na prośbę petenta o sprawne i szybkie załatwienie  sprawy: Absolutnie nie. Poza obuwiem, ale o tym za chwilę, ubranie jest dowolne - powinna to być odzież sportowa (co by nie nasiąkała woda i szybko wysychała), ale im taniej tym lepiej. Przy biegu istnieje duże ryzyko graniczące z pewnością, że ubranie ulegnie zniszczeniu - czołganie się pod drutem kolczastym, bieg przez jakieś krzaczory, kąpiele w bliżej nieokreślonych substancjach. Należy jednak pamiętać, że warto mieć długie nogawki i rękawy - chyba, że ktoś jest fanem Pięćdziesięciu twarzy Graya (oraz polskiej wersji - 12 podbródków Zenona) i lubi jak ma wszystko podrapane. 

5. Czy muszę mieć specjalne buty? -  Nie - ale patrz pkt. 4 - jest szansa, że Twoje obuwie będzie wyglądało jak hmmm samolot po kolizji z drzewem (muszę uważać na to co piszę w dzisiejszych czasach - żadnych samolotów na T i drzew na B). Dlatego raczej bym nie biegł w słit wypasionych buciakach z Asica za milion monet - mogą nie przetrwać i będzie - jak po kontroli ze skarbówki - płacz i zgrzytanie zębów.

6. Czy będzie mi zimno? Czy będę mokry? Czy się ubrudzę?- Zimno - pojęcie względne - jeżeli będziesz biegł w górach w kwietniu albo październiku i akurat spadnie deszcz - to sam sobie odpowiedz. Na większości biegów jest jakaś przeszkoda  "wodna" - czasem to kontener wypełniony wodą z lodem, czasem konieczność przeczołgania się w górskim strumieniu pod drutem kolczastym (pozdrawiam twórców Runmageddonu - chore z Was zwierzęta). Przed taką przeszkodą zwykle krzyczę do swoich jąder: "Chłopaki do podbrzusza" i idę na żywioł.
Jeżeli chodzi o brud - to no cóż .... jeżeli ktoś boi się ubrudzić, to raczej pomylił imprezy.

7. Czy będę miał co wrzucić na fejsika i instargramik? Czy ktoś robi foteczki? - ŁOOO CZŁOWIEKU - PO TO SIĘ TO ROBI.

Wrzucam kawałek, że jak sobie go przypomnę, to się  budzę w nocy z krzykiem...




poniedziałek, 20 listopada 2017

post bez tytułu

     Znowu przywiało mnie tutaj, aby dokonać czystapiendziesiątej reanimacji tego bloga. Jest już prawie jak w "Modzie na sukces", gdzie bohaterowie tak bardzo pragną zginąć, ale scenarzyści ciągle przywracają ich do życia (Ricza zginął w wypadku lotniczym, ale okazało się, że jego materiał genetyczny przetrwał w żołądku nutrii-alkoholika, która na spotkaniu AA podzieliła się tym z resztą zebranych, CI zrzucili się na nielegalne klonowanie w Chinach, co doprowadziło do powstania Ricza-klona - tajnego szpiega Chin, który związał się ze swoją ciotką od strony babki, Brook, i dzięki temu miał dostęp do sekretów produkcji bamboszy w kształcie półwyspu jukatańskiego w fabryce pod Radomiem) - ale dość o kulturze wysokiej takiej jak "Moda na sukces" - nigdy nie rozumiałem tego serialu, widać zbyt mało czytałem filozofów klasycznych albo narkotyki były za słabe - jedno  z dwóch.

  Nie bardzo wiem co napisać - i wcale nie dlatego, że (jak co poniedziałek) darowałem pół mózgu na cele badań medycznych w zakresie zwyrodnień.

 Pogoda jakaś jest - wiadomo wina Tuska/PiSu (zależnie czy pobierasz 500 plus czy nie), aczkolwiek śnieg jeszcze nie spadł. W tym roku nie stałem się członkiem ogólnopolskiego stowarzyszenia o nazwie "Muszę zmienić na zimówki", którego członkowie spotykają się w warsztatach oferujących zmianę opon - a to dlatego, że opony zmieniłem w październiku. W warsztacie była pustka jak w Biedronce po dostawie "Świeżaków" - nawet "główny dzierżyciel klucza do opon" ucieszył się na mój widok, podobnie jak jego płuca, bo moja obecność oznaczała, że być może nie wypali w dniu dzisiejszym 4 pełnych paczek fajek - bo przez 20 min popracuje, a to zburzy misternie rozłożony "Onkologiczny Plan Palacza" - w skrócie OPP (nie mylić z organizacją pożytku publicznego).

  Z drugiej strony  będzie mi w tym roku brakować możliwości zagadywania do nieznajomych: "Pan ostatni do zmiany?", "Nie wie Pan, czy jeszcze ktoś jest przed nami?", "Można do zmiany?", "Za ile zmieniają". Jak i odpowiedzi na pytania pełne egzystencjalnej głębi: "Wyważamy?", "Ma pan na felgach?", "Dopompować?".

 Właśnie wyglądam za okno i widzę jak pada śnieg. W oddali słychać nawoływania się spłoszonych kierowców na letnich oponach - aby watahami uderzyć we właściwie miejsce. Stoję zatem samotny  na tych moich zimówkach - znowu, jak jakiś socjopata, nie będę należał do stada. Trudno - świeżaków też nie zbieram... i lubię szpinak...

Post sponsorował Krajowy Urząd Pomocy Analfabetom w skrócie K.U.P.A. (hahaha użył słowa kupa w poście).