środa, 31 lipca 2013

nocną porą bardzo pisane - czyli nazywajmy rzeczy po imieniu :)

Nie da się ukryć, że jest noc. Jest godzina 23.30 - kiedy to normalni ludzie już śpią, ewentualnie do snu się szykują. No cóż - ja jako szanująca się nocna sowa, a także człowiek, który gardzi wypoczynkiem jeszcze  o tym nie myślę. Zamiast tego pierdolnę sobie posta - a co mi tam :D

Oczywiście brak mi dobrego pomysłu - a nie będę przecież opisywał tego, że parzy się (w sensie zaparza a nie, że się z kimś - no wiecie, rozumicie ;) przede mną Earl Grey lub, że jakiś kretyn na zewnątrz urządza sobie Mysłowice Drift. 

Pomyślałem, że będzie mocno intelektualnie a pomysłów poszukam w Newsweeku i Polityce, które są kopalnią nieprawdopodobieństw, które można obśmiać i zjadliwie skomentować.

W Newsweeku - "Sprzedam umysł i ciało" - o ogłoszeniach młodych, pięknych i wykształconych kobiet, które za niemałe pieniądze się oddadzą, bo są i piękne i mądre i w ogóle. Hajs (że takiej terminologi użyję więziennej, ale mi jakoś pod artykuł najbardziej pasuje) trzeba mieć spory - mnie na taką piękną i wykształconą nie stać. Niby wypadałoby nazwać rzecz po imieniu - czyli słowem zaczynającym się na P. Z drugiej strony skoro są szczęśliwe - jeżeli wysokie dążenia materialne są, aż tak ważne...... to co komu do tego. Tylko nie rozumiem, po co tłumaczą się, że dzięki temu mają zapewnione poczucie bezpieczeństwa..... Tak mogły się tłumaczyć damy do towarzystwa lat temu 200 - jak musiały się sprzedawać, żeby mieć gdzie mieszkać i co jeść. Teraz tak nie ma - to że zamiast pasztetu, będziesz jeść kawior - to nie jest szukanie bezpieczeństwa - to jest moje drogie MATERIALIZM :) Każdy dokonany wybór, który moralnie jest wątpliwy, a ma na celu tylko poprawę bytu materialnego (z przyzwoitego poziomu na jeszcze wyższy)  jest MATERIALIZMEM - to nie jest poszukiwanie bezpieczeństwa - każdy kto tak myśli i tak sobie to tłumaczy (że bezpieczeństwo) - no cóż sumienie jednak ma każdy, choćby to była najbardziej zdarta szmata :). A jeżeli na dźwięk słowa materializm czerwienisz się i odczuwasz niepokój to...... Gratuluje - masz resztki człowieczeństwa :)

W Polityce z kolei artykuł o nowelizacji Kodeksu Karnego i ściganiu gwałtu z urzędu. Czy to dobre czy nie dobre? W sumie to artykuł bardziej skupia się na tym kiedy to do gwałtu dochodzi. Ale ja nie o tym, bo też specjalistą nie jestem. Smutno mi tylko, bo żal mi policjantów, którzy będą musieli pisać te wszystkie umorzenia, bo przecież znając pracę policji tak to będzie wyglądać.

<ostra satyra>
- Zgwałcił Panią?
-Tak.
- Ale czy na pewno?
- No tak. Poszliśmy do mnie, ale chciałam po prostu, żeby przeczekał bo padało i on wtedy.......
-HA!!!! Czyli go pani nagabywała?!?!?!?!
- Nie nie ja chciałam tylko, żeby deszcz przeczekał!!!
- A w co pani była ubrana?
- no normalnie spódniczka, rajstopy, bluzka.....
- jak to?!?!?!? nie w wór pokutny .... to przecież oczywiste, że go pani nagabywała........
- ale ale ale........ on się na mnie rzucił, mam obdukcję.....
-Dobra dobra, już my tam wiemy..... umorzyć z braku znamion przestępstwa - poszkodowana (hahaha ta jasne poszkodowana - taki ogier) przyzwoliła na kontakt. 

<koniec ostrej satyry>

Tak serio - to uważam, że nawet jeżeli ma to zapewni karę dla chociaż jednego gwałciciela - albo ocalić kogoś przed kolejnym gwałtem - chociażby jedną osobę - to uważam, że i tak warto. Nawet jeżeli to nieekonomiczne i nieracjonalne patrząc z perspektywy ogółu. Taki mi się dzisiaj humanista włączył.

W Newsweeku był także artykuł o fanach Depeche Mode - ale cóż ja mogę napisać skoro jeden teledysk powie więcej niż 1000 (gadających) sów (słów) :)

Oto i on :


sobota, 27 lipca 2013

testosteron - bo prawdziwy facet rozwala środki komunikacji

Jakiś czas temu pewien południowiec z dalekiego kraju Włochy, stwierdził, iż przepłynie statkiem pasażerskim blisko brzegu - bo ma jaja i w ogóle jest strasznie męski. No cóż - się kurwa nie udało - statek zatonął - kapitan wykazał się prawdziwym honorem i "po męsku" uciekł ze statku. 

W tym tygodniu kolejna tragedia zdarzyła się spowodowana podobnym zachowaniem - 78 zginęło bo kretyn maszynista jechał 200 km zamiast 80 - co by się popisać. Potem mówił, że spieprzył sprawę i chciałby umrzeć - no cóż - 78 osób zapewne tego nie chciało, więc z deklaracji maszynisty pociecha to marna. 

To są drastyczne przykłady - ale jak się trochę po polskich drogach pojeździ, to też widać takich twardzieli za kółkiem. Twardzielami zwykle przestają być po tym jak będą mieli z samochodu wysiąść - dziwnym trafem część tych "twardzieli" musi pod dupę poduszkę podkładać żeby do kierownicy sięgnąć. Co jest panowie? Bozia wzrostu nie dała to będę twardy w samochodzie?!?!?!?! Kompleksy leczymy??? To nie wzrost Panowie tylko brak charakteru - zapewniam, że znam dużą grupę ludzi, która pomimo wzrostu jak Michał Wołodyjowski nakopałaby chłopom po dwa metry - trochę zacięcia i treningu. Ale do tego potrzeba CHARAKTERU a nie wzrostu...... 

Tak się zastanawiam WTF ( What The Fuck -po polskiemu rozwinięcie tego skrótu brzmiałoby chyba O Co Kurwa Chodzi - ale OCKC nie wygląda tak dobrze jak WTF) z tymi facetami. 

Ja rozumiem, że można lubić szybką jazdę. Fajnie nieraz sobie pojechać szybciej niż można i w ogóle..... Tylko, że warto też przy tym korzystać z tego no .... z tego...... noooooooo.... Z MUSKU .... taak TAKKKKK warto korzystać przy tym z MUSKU....... I jeździć tam gdzie to się da bezpiecznie zrobić, albo przynajmniej na tyle bezpiecznie żeby zagrażać tylko sobie.

Natomiast zupełnym kretyństwem jest "jeżdżenie szybciej" przy masowym przewozie ludzi jak i pokazywanie, że się ma jaja prowadząc np statek... No kurwa rozwalić statek..... Uciec potem z niego ...... Dumny syn dzielnych rzymian - zdobywców połowy świata......Pan Kapitan..... El Capitano od siedmiu boleści. 

Nie możesz sobie poradzić z tym, że nie czujesz się do końca mężczyzną? Masz kompleksy? Mówisz za cicho? Rozpiera Cię adrenalina? Są od tego odpowiednie sporty - wspinaczka, sporty walki, kolarstwo górskie nie wiem.... hokej. AAAA no tak tam się trzeba pomęczyć.... i może zaboleć.... w samochodzie nie boli......notaaaakkk ja głupi ..... przecież to nie chodzi o bycie twardym mężczyzną - tyś jeno jest kutasem co się chce podjarać tym, że szybko pojedzie albo wyprzedzi na trzeciego. Najlepiej jeszcze jak obok Ciebie siedzi Twoja "dziunia" i pomyśli sobie jaki to mój Misiaczek męski - tak wyprzedził tego cieniasa. Ewentualnie masz ochotę zrobić kogoś sierotą i podnieca Cię myśl o niezobowiązującym seksie pod prysznicem w więzieniu. No tak - cóż TWOJA WOLA..........

Dzisiaj taki post - bo właśnie dziś mnie takie przemyślenie naszło, że każdy z tych kretynów, którzy dzikają po drogach, bo dorwali się do trochę lepszego samochodu, może być następnym kretynem, który zabije Twojego ojca, matkę, siostrę etc. Tylko dlatego, że brak mu jaj, żeby zająć się czymś co daje naprawdę adrenalinę lub nie potrafią wyleczyć własnych kompleksów....... 

Heh - już mi lepiej - idę pobiegać - znajome psy znowu zatrzymają się w pół drogi do obszczekania nieszczęsnego biegacza i pomyślą: "To tylko Tworek - on i tak ma ciężko w życiu to nie będziemy go obszczekiwać :)".

Ewentualnie, biegnąc, przeskoczę nad jakimś jeżem który spokojnie będzie napinkalał przez chodnik z myślą" kurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwa - żeby mnie nikt nie rozdeptał".

No i oczywiście koty - ale co jakiegoś zobaczę biegnąc - jak siedzi np rozwalony na murku, to mam wrażenie, że swoim jestestwem wyraża jeden komentarza: "Kretyn". I tym na dzisiaj kończę, życząc Wam i sobie spokojnego wieczoru :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

hewi mi jest nieraz przy redżimie

Kiedyś, ktoś bardzo mądry stwierdził, że rutyna zabija kreatywność. Innymi słowy - nie ma kreatywności na zawołanie. Odkąd zacząłem pisać bloga i zdecydowałem się, że w miarę możliwości nowe wpisy będą dwa razy w tygodniu sam od siebie takiej kreatywności wymagam. I teraz jak to wygląda - gdyby spojrzeć tak na to z boku. Tzn o pisanie bloga mi chodzi generalnie.


O już wtorek - trzeba by notkę napisać........ hmmm co by tu napisać......... o wiem poruszę tematy wielkie i ważne dla świata. <odgłos pisania>. Czytanie...... Nie no kurwa co ja piszę <odgłos przytrzymywania klawisza kasowania, o ile taki odgłos w ogóle występuje? a może to tylko moje trzeszczenie w stawach?>. Hmmm ......... poszukam natchnienia w lodówce. Nie.... tam go nie ma. Nie no usiądź, spokojnie, na pewno coś wymyślisz. W sumie to ja przecież nie muszę pisać tego bloga. <siada na łóżku zaczyna czytać książkę prawniczą ważną wielce>. Nie no kurwa poczucie obowiązku. Wewnętrzny żandarm o twarzy Adolfa Hitlera i imidżu Zygmunta Chajzera strzela z bicza. Czemu ja muszę być taki uparty. Tak by było o wiele łatwiej. Nie-uparci mają łatwiej w życiu......

W głowie zaczyna pobrzmiewać Teksański zespołu Hey - jedyna mi znana polska piosenka o braku natchnienia. I nawet zabicie muchy nie pomaga. 

Wiem przeczytam internet. Internet zawsze daje natchnienie. Po pół godzinie przeglądania kotów, pand, gifów z Jennifer Lawrence albo nie wiem z Batmanem stwierdzam, że jest to kolejne pół godziny, które nie da się określić inaczej jak jedynie sprokrastynowane (Jeżu skąd ja znam takie słowa - Jeżu odpowiedz mi) przez moją skromną osobę. 

W ogóle właśnie się dowiedziałem, że monarchia brytyjska ma kolejnego członka. I taki dobry temat uciekł. No nic wracając do wątku głównego (gównego:P)......

Nagle pojawia się, jak słońce w czasie polskiego lata, czyli niepewnie i bez wyraźnej ochoty. Pojawia się pomysł. Teraz pozostaje go jedynie ubrać w słowa, zarzucić jakąś mniej lub bardziej błyskotliwą metaforą (że np. tuńczyk jest jak polski rząd - bezkształtna masa i zalewa) , popisać się erudycją (wyjść przy tym na zarozumiałego bubka) I tak też powstał wpis na blogu..... kolejny. Półtorej godziny (z tym najkorzystniej dla świata wykorzystane zostało to pół godziny spędzone na przeglądaniu zabawnych kotów w Intrnecie -bo wtedy nie pisałem).  

Czyli generalnie do soboty mam spokój ;)

sobota, 20 lipca 2013

gawędy ciąg dalszy czyli jak to dziwnie bywa



- A czemu tato te kosze mają różne naklejki a wczoraj jeszcze nie miały?

- Widzisz synku, bo od wczoraj zaczęła się segregacja śmieci  i te naklejki oznaczają, że do tego kosza należy wrzucić butelki, do tego puszki a do tego śmieci co zostają np z obiadu albo jak zjesz jabłko i wyrzucisz ogryzek.

- A czemu wrzucasz wszystkie śmieci do tego samego kontenera co wczoraj?

- Bo jestem polakiem synku.

Zaczęła się szumnie określona mianem - "Rewolucji śmieciowej" - ogólnopolska akcja segregacji śmieci. 

Założenia jak zwykle były wspaniałe i takie, że po prostu tylko rozpłakać się z radości. Miały być nowe i osobne pojemniki na śmieci - że na białe szkło osobne, na brązowe osobne, na puszki osobne, na makulaturę osobne etc. etc. Miały być osobne worki na śmieci dla mieszkańców, że mogli sobie te śmieci posegregować. Miało być tak pięknie, że nic tylko trawka łąka, motylki i zajączki oraz szczęśliwe pary trzymającej się za ręce, którym oblicza rozjaśnia uśmiech szczęścia bo posegregowali śmieci.

NO CÓŻ - CHYBA KURWA JEDNAK NIE!!!!!!

Na osiedlu na którym mieszkam przyjechał jakiś pan i na dotychczasowych kontenerach nakleił, co też do tych kontenerów należy wrzucać. Przy czym podział jest dychotomiczny na odpady suche i odpady mokre. Przy czym wylistowano co jest odpadami jednego rodzaju a co innego. Listy nie są wyczerpujące i właśnie zastanawiam się co zrobić np. z plastikowym pojemnikiem po keczupie, bo wsumie niby pojemnik suchy ale keczup w środku jeszcze się na ściankach ostał. A zgodnie z prawidłami keczup trochę mokry jednak jest. Kategorii ni to mokre ni to suche jednakże nie przewidziano. (chociaż ponoć gdzieniegdzie nakazano myć butelki przed wyrzuceniem - no pełna kurwa ekologia - nie dość że woda i detergent potrzebne to jeszcze się segregującego na koszty naraża).

Worków człowiek również nie dostał. Ale nawet gdyby dostał to i tak by musiał swoich kupić więcej. Dlaczego? Bo jak już segreguję te śmieci na suche i mokre to wiadomo, że tworzą się dwie "kupki". Czyli żeby zapełnić każdy z worków potrzeba więcej czasu. A wszyscy wiemy, co się dzieje jak się śmieci mokrych za wczasu nie wyrzuci. Jak ktoś nie wie, to pędzę z wyjaśnieniem - otóż gniją wydzielając przy tym odory. Czyli ta segregacja co do śmieci mokrych nic nie pomoże, bo i tak trzeba będzie te na wpół puste worki wywalać co drugi, góra trzeci, dzień.

-o widzę że z Pana ekolog.
-a to prawda - po czym Pan poznał?
- bo u  Pana śmierdzi.

Pewnie się to wszystko zmieni....albo nie.... będzie prowizorka - bo prowizorki trzymają najdłużej:)

Tak na serio to fajnie, że się coś ruszyło w temacie segregacji. Szkoda tylko, że jak zwykle musiało się to ruszyć z pewną taką dozą ułańskiej fantazji bez niemieckiej precyzji :)

piątek, 12 lipca 2013

pokój lub siki obywatela K

Ostatnimi czasy wróciłem, do czytania sobie tygodników popularnie zwanych opiniotwórczymi. Procederu tego zaniechałem w pewnym momencie życia swego - z przyczyn mniej lub bardziej zasadnych. Niedawno jednak uderzyła mnie smutna konstatacja, że odłączam się od tego co dzieje się na świecie i trochę pojęcie o tym tracę, zamykając się jeno w podwórku swoim. Co też osobie, która ukończyła studia i pretenduje do wykonywania zawodu powszechnie poważanego, nie przystoi. Ale co też z tego dla JW czytelnika/czytelniczki wynika? Już śpieszę z wyjaśnieniem. 

Co do zasady brzydzę się polityką. Nie ma co ukrywać, oczywiście nie generalizując, że przyciąga ona ludzi żądnych władzy i idących z nią zazwyczaj w parze (wysokich jak Rysy) apanaży. Społeczników czy też ludzi naprawdę zaangażowanych w poprawę doli ludzi rządzonych jest naprawdę niewielu. No ale ktoś to bagno także musi uprawiać.

Polityczna kraina nasza żyje obecnie sondażami, które pokazują, że już w niedługim czasie obecnie panująca nam opcja polityczna zostanie zastąpiona przez zupełnie inną  opcję polityczną, która także panowała, ale panować przestała (jednakże o panowaniu nigdy marzyć nie przestała). No i na całą "intelektualną" (piszę w nawiasie, bo niestety poziom wykształcenia w naszym kraju nie gwarantuje niestety, że osoba która taki poziom osiągnęła będzie się w jakikolwiek sposób wyróżniać - no nie oszukujmy się - studia w tym kraju może skończyć każdy :) polskość padł blady strach, że wróci Jarosław K. A jak wróci Jarosław K. to przecież wiadomo - Sodoma i Gomora, moher to tu to tam, płacz i zgrzytanie zębów, publiczne chłosty, retoryka państwa policyjnego i generalnie makaron z truskawkami bez truskawek (a jak się uda to także bez makaronu). No i wszyscy pomstują, że Jarek, że Jarek dojdzie (chyba z kotem - wiem chuj ze mnie i w sumie po części hipokryta ;)), że Jarek dojdzie do władzy. I te gupie ludzie wszystkie pójdą na niego głosować.. I one te ludzie polezą i zagłosują - a przecież nie powinny, bo to zło - zło okropne - zło skończone, zło przerażające.

I tak też właśnie się te tygodniki opiniotwórce wypowiadają czy to ustami Lisa (hłe hłe hłe) czy to ustami Pani redaktor Paradowskiej (co jest chyba ewenementem na skalę światową, że w tygodniku o linii socjalnej i to zarówno gospodarczo jak i społecznie, broni się rządzącej partii prawicowej ze skrzydłem konserwatywnym i o liberalnym podejściu do sektora biznesowego - no ale gdzie jak nie u nas - zresztą jak głosi mądre powiedzenie Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem :)).

No i oni tak ładnie sobie wszyscy mówią ja kto źle będzie jak Pysior (prymitywne ale zabawne określenie :P ) dojdzie do władzy.  I wszyscy się z tym zgadzają i Ci co czytają i Ci co piszą. I jest tak wspaniale, że po prostu jednorożec szybujący po niebie z tęczą z dupy. Trochę mi to przypomina stado zadowolonych świń taplających się wzajemnie w jednej sadzawce z błotem i pochrumkujących radośnie jedna do drugiej jakie to błoto jest skrajnie zajebiste. 

Bo też i co takie artykuły zmienią? One nic nie zmienią. Czytają to ludzie, którzy i tak na Jarka nie zagłosują. Więc sytuacja przypomina nieco zebranie ludzi, którzy przyszli sobie popłakać i wygadać się jak to jest źle. 

Przecież elektorat Jarka to nie są ludzie czytający Newsweeka czy Politykę. Zdecydowanie nie. Elektorat Jarka w dużej mierze nic nie czyta, bo patrzy w TV albo słucha radia z miasta pierników. Ale to też nie zawsze... Elektorat Jarka to także ludzie biorący drugi etat, bo za jeden nie utrzymają rodziny. To ludzie widzący Pana prezesa, który podjeżdża wypasioną furą z zegarkiem za równowartość ich półrocznych poborów. Czy to brzmi populistycznie - oczywiście. Tylko, że aby ludzie zrozumieli trud jaki Pan Prezes wkłada w rozwój firmy ewentualnie,czy że po prostu zasłużył sobie na taki dobrobyt ciężką pracą, to ktoś tym ludziom powinien to przetłumaczyć. Mówiąc do nich językiem który rozumieją, używając mediów z których korzystają. 

Niestety w tym czasie Pan Lis i Pani Paradowska piszą artykuł siedząc w swoim ciepłym błocku i pisząc do innych siedzących w tym samym błocku. 

To nie jest tak, że PiS wygra wybory. To PO je przegra. A największą przegraną będzie to, że była to pierwsza partia, która dwukrotnie dostała od społeczeństwa mandat zaufania.......i swoimi działaniami pchnęła w objęcia PiS tych, którzy o ich zwycięstwie zadecydowali ostatnio. Czyli nie rekinów finansjery albo intelektualistów tylko zwykłych zjadaczy chleba, którzy każdego miesiąca próbują związać koniec z końcem. Bo na szczęście w tym kraju wciąż głos każdego oddany na wyborach ma taką samą wartość.

P.S było na poważnie dzisiaj ale mi się nieco ulało :) 

wtorek, 9 lipca 2013

grząskie pola rzeczywistości smutnej co to nieraz stłamsi

Generalna zasada jest taka - jeżeli jest dobrze - to będzie chujowo. W perspektywie bliższej bądź dalszej, ale za każdy moment kiedy jest dobrze, kiedy jest tak cudownie, różowo i w ogóle napierdalają promyczki słońca - kiedyś przyjdzie zapłacić. 

Filozofowie z dawien dawna zastawiają się dlaczego tak jest. No bo dlaczego nie mogłoby, być wiecznie dobrze ? Dlaczego nie może być, że zawsze jest na plus, że wszystko rośnie i są same wartości dodane. Czyż to nie byłoby pięknie. Jest dobrze - będzie jeszcze lepiej. Można by w takim wypadku optymistycznie założyć, że skoro raz wpadliśmy w dobry ciąg to on już potrwa. I wszystko czego chcemy się spełni, a my będziemy kroczyć po świecie jak Barney Stinson po wieczorze panieńskim (UWAGA! to był żart tak zwany popkulturalny). 

Po dłuższym lub krótszym zastanowieniu możemy dojść do wniosku, że jednak wszystko w życiu jest po coś (poza komarami - one są zupełnie po nic i góra stworzyła je li tylko i wyłącznie aby utruć nam życie). Bo też i zastanówmy się z tymi dobrymi passami, które trwały by wiecznie. Na przykład taki wujaszek Hitler - jakby mu tak dobrze szło ciągle a nie przez lat tylko (aż?!?!?!?) 4. Pomyślcie - teraz zapewne bym tego do Was nie pisał, bo też i kraju naszego pięknego by nie było. Tylko dlatego, że wujaszkowi i miłośnikowi warzyw (wiedziałem, że wegetarianie to podstępne cholery) się w pewnym momencie nie udało (czyli dla naszych potrzeb - zapłacił za swoje sukcesy) to jest teraz jak jest. 

Druga rzecz - jakby wiecznie byłoby dobrze, to też po co by było się starać. Po co walczyć ze sobą, doskonalić się, inwestować w siebie. A tak - jak się coś nieparlamentarnie mówiąc - spierdoli - to każdy jest wstanie przekuć to w coś dobrego. Czy będzie to nauka esperanto, czy składanie origami, czy osiągnięcie mistrzostwa w ustawianiu monety na monecie - tak czy siak z chujowizn co do zasady wynika zwykle coś pozytywnego. Jasne bilans w takich przypadkach nie jest in plus, ale lepiej ze złych sytuacji wyciągnąć cokolwiek niż zupełnie nic.

Nasz krąg kulturowy zwykle tłumaczy takie zjawiska mianem "dopustu Bożego" - czyli, że kolo z góry, który co do zasady jest jak babcia serwująca obiad - a więc z nieskończoną dokładką (przepraszam - sercem) na dłoni - zezwala na coś złego, ponieważ jest ku temu jakiś tam powód. Tłumaczenie takie, może przekonywać mniej lub bardziej. Ateiści z kolei tłumaczą złe zdarzenia zwykłym przypadkiem nie doszukując się w tym specjalnej głębi - ot stało się i tyle - równie dobrze mogło się nie stać i też by było ok. 

Piszący te słowa zwykle jest zbyt zajęty, żeby rozważać metafizyczną głębię tego co się wokół niego dzieje (no chyba że po pijaku - ale wtedy wiadomo - każdy jest filozof). W każdym razie, gdyby ktoś już wziął piszącego na tortury i kazał mu się w temacie wypowiedzieć - to piszący powiedział by, że najbliżej mu do tego co, nasi starsi w kulturze bracia z dalekiego Wschodu, wymyślili tj. że w przyrodzie co do zasady jest równowaga - i takiej samej ilości dobrego odpowiada mniej więcej taka sama ilość złego. Przykładowo - rodzą się jelonki - hasają po trawce (że po łące a nie że się spaliły) i patrzą na ptaszki śpiewające - zeżerają jelonki tygrysy - które są szczęśliwie bo się nażarły - potem boli je brzuch i umierają z przejedzenia - więc szczęśliwe są owady bo się nażrą i rozmnożą - więc szczęśliwe są ptaki bo się nażrą owadów - więc szczęśliwe są jelonki bo mogą patrzeć na ptaszki i tak w koło Macieju. Czyli jeżeli jest dobrze, to prędzej czy później, musi się coś zepsuć, ale kto wie czy nie wyniknie z tego coś dobrego. 

Kończąc dzisiejszy wpis (a miało być o polityce ale temat mnie napawa obrzydzeniem, że poczekam do soboty), stwierdzam iż metafizykę najlepiej zostawić na podłodze i robić swoje. W dobrych czasach pamiętając, że coś się tam czai żeby dać po pysku, a w złych, że będzie jeszcze gorzej...... znaczy nie .... że będzie lepiej :) 

Post dzisiejszy zainspirowały obserwacje jakie poczyniłem wśród znajomych moich czasami ostatnimi :)

sobota, 6 lipca 2013

do czego mogę służyć

Generalnie jest mnie mniej. Nie chodzi, że jest mnie mniej np intelektualnie, albo że doszło do amputacji którejś z części mojego ciała (lub że zmieniłem wyznanie na żydowskie - if you know what i mean ;). To nie to - jest mnie mniej, gdyż masa mojego ciała zmniejszyła się w sposób wyraźnie zauważalny. Poza oczywistymi korzyściami natury wizualnej jak i natury zdrowotnej zmiana taka przyniosła ze sobą także niekorzyść, którą najkrócej można opisać tymi słowami - wszystko na mnie kurwa lata. Precyzując - ubrania, które do tej pory "pasowały" lepiej lub gorzej, teraz są jak polską rząd - nie pasują. O ile jeszcze ubrania natury cywilnej można jakoś przeżyć - ot wyglądam jak zaawansowany doświadczeniem kloszard,  hipsterowy hipster, ewentualnie jak biały brat z Brooklynu - o tyle drelich roboczy zwany popularnie garniturem powinien być do ciała w miarę dopasowany tak, aby przy silniejszych podmuchach wiatru nie rozczapierzał się jak nie przykładając Magda Gessler  na widok tortu czekoladowego. Niestety w moim przypadku garnitury posiadane taką funkcję spełniać przestały. Summa homarów czy jak to się tam mówi, zmuszony byłem nabyć nowy ciuch typu garnitur.

Tutaj także zderzyłem się z tzw. czynnikiem ludzkimi jaki przy kupowaniu garniaka występuję tj. z obsługą sklepu. Przy zakupie obsługa taka może spełniać dwie funkcje - być nieocenioną pomocą - ewentualnie - utruć człowiekowi życie i sprawić, że w ramach zemsty postanowi sobie "Więcej do tego sklepu nie wejdę". Tutaj przykładowe dialogi jakie dzisiaj, po odwiedzeniu sklepów paru, mnie się przytrafiły. Dialogi owe będą w nawiasach opatrzone komentarzami - ja wiem, że co do zasady powinienem przejść nad taką sklepową gadką do porządku dziennego, ale ponieważ złośliwa ze mnie bestia to też  ja akurat nie przejdę :]

Dialog numero uno:

- Wie Pan co, no akurat takiego rozmiaru nie mam. Ma Pan takie wcięcie w tali, że powinien Pan nosić garnitur taliowany - bo Pan ma szerokie barki, ale ja mam  rozmiary, które by na Pana pasowały tylko jakby Pan miał krótsze ręce.
- Mhm. Dziękuje.
(Przytaczając klasyka - Jakby babcia miała chuja to by była dziadkiem. Generalnie wygląda na to, że jestem niedopasowany. i generalnie oddal się. No ja rozumiem, że może nie być mojego rozmiaru, ale naprawdę nie jest mi zupełnie do niczego potrzebna informacja, że jakby moja budowa anatomiczna była zupełnie inna to bym coś kupił. Ja rozumiem, że na potrzeby odwiedzanego sklepu, powinienem rwać włosy z głowy i rozważać  apostazję z racji faktu, że Bóg obdarzył mnie wzrostem większym niż przeciętnym, a katowanie się sportem sprawiło, że mam barki trochę szersze niż zakładał producent garniaków - ale że tak powiem NIC NIE ZROBIĘ.....  Jestem wdzięczny Pani za zaangażowanie - ale informowanie mnie jakie warunki anatomiczne byłbym zmuszony spełnić, aby dokonać zakupu w jej sklepie, jest tylko stratą czasu - i mojego i jej .

Dialog ZWEI

(Gwoli wyjaśnienia - nie wiem z jakiej to przyczyny producenci garniturów wpadli na pomysł szycia ich z połyskliwych materiałów. Nie wiem skąd się ta moda wzięła, ale w każdym razie takich garniturów jest całkiem sporo i właściwie trzeba się trochę napocić, żeby znaleźć przyzwoity i uszyty z czegoś "matowego". Wyjaśnienie niezbędne dla zrozumienia całego dramatyzmu i bólu zawartego w dialogu numer dwa.)

- Wie Pani ale chciałem matowy materiał.
 - No wie Pan, ja nie mam matowych. Ale teraz się nosi z połyskliwych, więc wie Pan - ja mam z połyskliwych. Połyskliwe są modne więc Ja naprawdę polecam zakup. Skoro wszyscy noszą, to wie Pan coś jest na rzeczy - nie ma się co zastanawiać....

(No tak - skoro wszyscy to po się zastanawiać. Pani sprzedawczyni doskonale sprawdzałaby się jako lokalna rzecznik propagandy nazistowskiej, tudzież jako lokalna komunistka - taka co to marzy o wspólnym biegu po łące z wujaszkiem Stalinem - głębokie spojrzenia w oczy, trzymanie się za ręce, wspólne picie wódki ze szklanki i rozmowy o Marksie i Engelsie. Jasne - po co mam mieć swój gust - skoro wszyscy. Jak WSZYSCY to WSZYSCY - przecież zbiór WSZYSCY dotyczy WSZYSTKICH także i mnie. Dawaj kochana ten najbardziej oczojebny, niech bije naokoło mnie poświata zajebistości z mojego nowego połyskliwego garnituru marki "Bądź widoczny na drodze". A co mi tam....będę jak WSZYSCY).

Tutaj jednak okazało się, że wizyta w trzecim ze sklepów okazała się być najbardziej owocna. Zakupiłem garnitur jaki chciałem, w kolorze jaki chciałem, z materiału jaki mi się podoba. Tak więc, roniąc łzę rozczulenia i spoglądając w daleki horyzont, wiem, że mój nowy wspaniały garnitur starczy mi na nadchodzące parę miesięcy (dzięki Ci o pracodawco za nieformalny strój w pracy i konieczność garniturowania się tylko wyjątkowo) - i że następne katusze zakupu czekają mnie najwcześniej pod koniec września - kiedy to kupował będę garnitur zimowo- jesienny :)
 


poniedziałek, 1 lipca 2013

wrażenie że agresja

Po długiej i mniej lub bardziej usprawiedliwionej przerwie - ogłaszam powrót niczym Arni w Terminatorach. I przechodząc od razu do rzeczy.

Dawno, dawno temu pojawił się był człowiek. I teraz zależnie od przyjętego światopoglądu: albo został ulepiony z gliny, albo stworzyły go zielone ludki, albo kolo na górze co mu się nudziło, albo też wreszcie powstał z małpy. Nie jest to ważne zupełnie. Bo jakiż to był ten człowiek, tych tysięcy lat temu wiele? No cóż - niewysoki, owłosiony, śmierdzący - przedstawicieli, rzec by można żywe skamieniałości, do tej pory spotkać można gdzie nie gdzie - noszą oni zaszczytne miano żuli. I tak też człowiek ów latał to tu to tam. I jaka też była jego przywara główna, a może i nawet dwie, które jego postępowaniem kierowały? - otóż lęk i agresja. Agresja tam gdzie można było, a lęk tam wszędzie gdzie agresji nie można było zastosować - bo np tygrys był większy. 

I teraz będę pisał nie o lęk,u ale o tym drugim czynniku. O agresji - bo tak naprawdę, to czas biegania z pałą (broń drzewcowa klasy przypierdol) za mamutami nie był tak dawny. I potem człowiek wynalazł wojnę - i znowu swoją pierwotną agresję rozładowywał. Każdy mężczyzna w wojnie brał udział plus jakiś tam pojedynek się zdarzył, jak wojny akurat brakło (ponoć od pierwszej wojny światowej w globalnej skali mieliśmy sześć dniu pokoju - biały gołąbku - spaprałeś sprawę. Kobiety to wszystko szczęśliwie ominęło - bo kiedy mężczyźni ciężko pracowali aby swój gatunek wytrzebić kobiety pilnowały, żeby jednak przetrwał. 

Ale do czego zmierzam - otóż - tak naprawdę od bardzo, bardzo niedawna ludzie są na tej ziemi. Osiągnęliśmy niby dużo ale po części nigdy nie udało się nam pozbyć agresji. Co prawda agresja nasza jest kastrowana za pomocą zakazów, nakazów i innych azów - pochodzenia bardzo różnego, ale tak naprawdę ciągle w nas jest. I tutaj moja konstatacja - czy człowiek agresywny to człowiek zły? Nie mówię o człowieku, który jest agresywny wobec innych - bo takiego od społeczeństwa się izoluje - umowa społeczna takie zachowania nakazuje. Ale chodzi mi o zwykłego człowieka, który swoją agresję wyraża w w sposób mniej dosadny niż prosty w ryj, bo np jest impertynencki lub działa na granicy przyjętych i akceptowalnych norm społecznych. Ja wsumie nie wiem .... nie będę ukrywał, że temat powstał, bo przypomniałem sobie o Mechanicznej pomarańczy. :)

P.S następne posty będą dłuższe mam nadzieje - jakoś tak muszę wrócić do pisania :)