sobota, 28 września 2013

przybliżenie wiedzy tajemnej

Ojj dawno mnie tu nie było.... miesiąc ponad, a to czasu dużo. Wręcz można by użyć powszechnie przyjętego w tym kraju określenia, wskazującego na dużą ilość czegoś tj. w chuj. Ale jak to mówią wszyscy fani przeszczepów: Lepiej późno, niż wcale. Czemu mnie nie było? Odpowiedzieć nie jestem wstanie na pytanie tak postawione udzielić jednoznacznej. Jedyne co rzec mogę, to iż wykazałem się ludzkimi cechami (a więc jednak jestem człowiekiem) w postaci braku mobilizacji. Przynajmniej przez miesiąc parę tematów mi się uzbierało - co ułatwi pisanie mam nadzieję regularnie.

Dzisiaj zatem będzie o tym, czym zajmuje się zawodowo. Tzn zajmuje się tym... no.... tym....... prawem się zajmuje się.  Prawo w tym kraju (jak i chyba po trosze w każdym)- stało się wiedzą tajemną. Pracowało na to wiele pokoleń, aby zagmatwać wszystkie regulacje tak - co by mógł się w nich rozeznać jedynie człowiek do tego odpowiednio przygotowany. Wychodzę jednak z założenia, że tak do końca ludzie mojego pokroju nie są zbędni - skoro zawód polegający na zajmowaniu się przepisami utrzymał się lekko licząc od starożytnego Rzymu (chociaż pewnie i w Azji, i to pewnie jeszcze wcześniej, taki zawód się wykształcił - ale nie chce się w tej materii mądrzyć, bo nie wiem). Z drugiej strony - to samo można powiedzieć o kurtyzanach......., że od tak dawna usługi swe świadczą....

I że samo zagmatwanie nie jest tylko dziełem lat ostatnich, lecz może poszczycić się historią tak starą jak i stary jest pomysł regulowania życia jakimiś normami. Że wskażę tutaj na 10 norm powszechnie znanych (których wykładnia jest przedmiotem sporu, od ich ogłoszenia przez jakiegoś kola który zlazł z jakiegoś melanżu z góry wysokiej - Mojżesz mu było czy coś w ten deseń) - i powszechnie łamanych w zakresie przynajmniej czterech z nich. Na szczęście za te 4 na tym padole błyskawice z niebios nie spadają - bo pewnie i też nikt by na tym padole nie egzystował. Ale ja nie o tym..... 

Chciałem napisać tutaj o rzeczy bardzo strasznie powszechnej, której każdy doświadcza przynajmniej kilkakrotnie w ciągu tygodnia. Otóż chciałem napisać o UMOWACH. I o tym - tutaj użyje wulgaryzmu - na chuj nam spisywać te umowy.

Kupujesz co rano bułę i twaróg (ewentualnie plaster dupy świni). Już zawierasz umowę.
Kupujesz wódę - umowa. Kupujesz bilet autobusowy powrotny, bo piłeś wódę i nie możesz prowadzić - umowa. Wiadomo, takich umów nikt nie będzie pisał - bo też i na co nam umowa sprzedaży, na 14 stronach, która dotyczy zakupu buły?!?!?!? Użyję mojego ulubionego w tym poście przekleństwa - na chuj nam taka umowa. No faktycznie jest zupełnie zbędna - chociaż, gdyby ktoś chciał - to ja za odpowiednią opłatą umowę taką przygotuję...... :P

Ale teraz trochę inaczej. W mieszkaniu nam się znudziły kafelki. Mieliśmy swoją brutalną black metalową przeszłość. Wyznawaliśmy czarnego pana i łakomie patrzyliśmy na kota sąsiadów, zastanawiając się czy z jego wnętrzności uda się, na stole ofiarnym, ułożyć znak magiczny JAJA LUCYFERA. W tym, jakże radosnym czasie, dopuszczaliśmy jedynie różne odcienie koloru czarnego - od grobowej pomroki po słoneczną otchłań. Kolor ten zdominował nie tylko nasz ubiór czy też firanki, ale także zaowocował fundnięcie sobie czarnej terakoty i glazury  w łazience......

Jednakże kiedyś trzeba wydorośleć. Płyty skandynawskich twórców jedynej tru muzyki nie bawią jak dawniej. Figura czarnego pana nadała się na podpałkę do grilla. Człowiek teraz chodzi na radosne imprezy i rozmawia o sprawach zawodowych - ewentualnie gdzie pojedzie na dwa tygodnie urlopu. No jednym słowem - PROZA ŻYCIA. Proza ta doprowadziła także, do poważnej i niosącej długofalowe skutki decyzji o zmianie terakoty i glazury.

Ponieważ w tym kraju usługi firm remontowych są dostępne w cenach absurdalnych, wybór padł na tzw. fachowca w osobie PANA JANKA Z POD SIEDEMNASTKI. Pan Janek terakotę kładł w spółdzielni od zarania dziejów - ponoć kafelkował sanitariaty na arce u Noego, a u Jezusa robił kabinę prysznicową, że nawet Maryja była ukontentowana, że tak szybko i fachowo i nic nie przecieka. Więc Pan Janek to jest fachura taki, że ło ho ho ho. Ale jak każdy geniusz Pan Janek ma przywary. Właściwie to nie jest nawet wada - to jest pewne drobne pęknięcie na jego charakterze. Ot taka naleciałość człowieka żyjącego w reżmie pracy. Otóż, Pan Janek nieraz..... hmmm ... właściwie to złego słowa użyłem. Pan Janek czasem, codziennie lubi sobie wypić pół litra.... rano... na czczo..... 

Ale, nic to - przecież to fachowiec i przy rozmowie mu się mówiło - ale Panie Janku, żeby to w miarę szybko było. No i on przecież zapewnił, że szybko będzie. No tak powiedział..... I powiedział też, żeby zaliczkę.... bo dziatki małe w domu... głodne..... kot miauczy... pies smutny.... żona krzyczy.... pinindzy ni ma.....No to ile Panie Janku? No tak 1/3 - ale dla Państwa zrobię naprawdę szybko - w tydzień się uwinę, że na następny łikend, będzie się można nową łazienką chwalić.  Że znajomi będą zazdrościć i człowiek stłamszone ego trochę podbuduje. I Pan Jan zapowiedział, że w poniedziałek to on od 6 zaczyna i harował będzie jak Boża mrówka przynajmniej przez godzin 14. A umowy to spisywać nie a po co.... na co to komu ... przecie my poważne ludzie są...... niech umowy to se biznesmeny spisują, albo bogocze jakoweś. 

Poniedziałek 6 rano - dzwonek u drzwi milczy. Czynność tą kontynuuje przez następne kilka godzin. Dzwonimy do pracy, że się spóźnimy, bo czekamy na fachowca. O 12 dzwoni telefon - Pan Jan z wielkim bólem serca oraz wszelkich innych organów, które boleć mogą,  oznajmia, iż w domu jego znaleziono niewybuch.... i on musi czekać na saperów.... a chłopaki pewnie trochę pójdą, bo to 12 piętro a windy nie ma. 12 piętro myślimy... no tak myślimy... niewybuch myślimy... no tak... poważna sprawa. Chyba był przejęty bardzo, bo tak niewyraźnie mówił. Ale to na pewno stres.... bo niewybuch na piętrze dwunastym..... 

Niestety także we wtorek, środę, czwartek i piątek sytuacja zdarzeń losowych się powtarza. W piątek zaczynamy się już co nieco niepokoić. Bo wieczorem trzeba było tych znajomych odwoływać z oglądania łazienki....tzn. eeeee z tej kawy, co ich na nią, zupełnie niezobowiązująco, zaprosiliśmy - tłumacząc się chorobą dziecka i modląc się, żeby nie skojarzyli, iż dziecka nie mamy. W sobotę zaczyna wzbierać w nas gniew - gdyż do zwojów mózgowych dotarła wreszcie prawda brutalna - użyję przekleństwa po raz kolejny - iż zostaliśmy zrobieni w chuja. W głowie rodzą się nam różne plany - od sprowadzenia silnorękich ze wschodu, aż po pójście do tego....... no.......... SĄDU. 

I tutaj zaczyna się problem - bo też i jak ustalić, jak to też z Jankiem umówiliśmy się i na ile. I ile dostał i ile dostać miał. I kiedy robotę miał zrobić. Bo będzie słowo Janka przeciw słowu Waszemu. I pomimo świętego oburzenia - słowo jego będzie warte tyle, co słowo Wasze. A jego słowo, z całą pewnością mogę tak napisać, będzie się zdecydowanie różnić od słowa Waszego. Bo Janek pewne rzeczy z uzgodnień zapamiętał inaczej, a pewnych rzeczy to w ogóle nie kojarzy. Jaka zaliczka? Panie ja nie dostawałem nic!!!! Uczciwego człowieka, proszę sądu, ten kutas (tutaj właśnie poczujecie się skrajnie chujowo) pomawia.  ŻYD!!!!!

A gdyby była umowa - podpisana przez Janka - to mógłby on nie pamiętać na co się umawiał. Byłoby to nawet jego święte prawo - żeby nie musieć pamiętać wszystkiego. Bo też i pamięć ludzka zawodną jest - za to myśl na papierze utrwalona - ta przed sądem prawie jako spiż funkcjonuje. Spiż co na nim wyryto - co, kto, jak, kiedy, gdzie i za ile :) 
I właśnie z tej to przyczyny - ryzykując nawet obrażenia fachowca co to fach ma w ręku - warto umowę choćby najprostszą spisać. 

Czego Wam i sobie życzę :)

A tutaj kawałek - zespołu co mnie w dniu dzisiejszym urzekł okropnie. I to tak bardzo, że przeczucie mam, iż płytę ich będę katował do upadłego.