środa, 28 maja 2014

wielowątkowość rzeczywistości w stopniu fundamentalnym

Czy Herostrates zastanawiał się, co by było gdyby nie sfajczył Artemidzie świątyni? Czy Filipides zastanawiał się, co by było gdyby zatrzymał się na browca w karczmie, ewentualnie gdyby stwierdził, że on to wszystko pi**** i jedzie zarabiać do Raichu? Czy Juliusz C. pomyślał, że jakaś ta rzeka może nieco za rwąca i że właściwie tu gdzie jest też jest całkiem w porządku i nie bardzo jest sens ruszać się dalej, bo to nie wiadomo co będzie - człowiek się namęczy, naknuje a rezultat wcale nie taki pewny. Czy Ryszard - niekoniecznie z klanu - myślał, że może nie będę łaził po murach zamku, bo go ktoś strzałą zastrzeli - a to jest dosyć kłopotliwe, jak ktoś kogoś zastrzeli - bo potem jakby areał możliwości interakcji ze światem zewnętrznym mocno się zawęża. 

I wreszcie czy może Karol i Fryderyk zastanowili się, że może jednak nie ma co pisać, bo potem sporo z tego kłopotów będzie - jakieś Gułagi, jakieś związki, jakieś mało ciepłe wojny, że lepiej by się może z dziećmi pobawić, albo statek w butelce zrobić, żeby było co na kredens obok paprotki postawić. 

Otóż nie...

Człowiek jakby za dużo myślał, jakby każdą możliwość rozważał po wielokroć to nic by nie zrobił. 

Jakby każda niewiasta nad każdym konkurentem do jej cnoty się po wielokroć zastanawiała, to lata najlepsze, by jej samotnie minęły. Jakby potem na jednego konkurenta się zdecydowawszy o poprzednich (co konkurów nie wygrali) tylko rozmyślała: że może mogłam jednak z tamtym, a ten trzeci to też był całkiem, całkiem to by też i nigdy taka niewiasta szczęśliwa nie była - bo też i zawsze trawa w ogrodzie obok jest bardziej zielona. 

Ale to tylko jedna strona medalu - bo z drugiej, to brak jakiegokolwiek zastanowienia się, prowadzi często do skutków opłakanych i długo się ciągnących. Jasne, że nawet wybory tylko pod wpływem emocji podjęte da się wyprostować i jakoś to wszystko dalej się, lepiej lub gorzej, toczy, ale potem człowiek sobie zadaje proste pytanie (nierzadko po pijaku) - "K**WA co mnie wtedy na mózg padło?".

Odpowiedź jest prosta - SAMI SOBIE K**WA NA MÓZG PADLIŚMY. 

Dlatego też, przed wyborami życiowymi mniej lub bardziej ważnymi, warto zastosować metodę prostą acz skuteczną. Upoić się wyrobami alkoholowymi i w stanie tegoż upojenia pomyśleć, czy dany wybór podejmując, za dziesięć czy piętnaście lat nie zadam sobie powyższego pytania. Jeżeli odpowiedź jest twierdząca, to warto wypić jeszcze trochę - potem winę za wybór podjęty, będzie można zwalić na stan upojenia.

Czego Wam i sobie  życzę :) 

czwartek, 8 maja 2014

gromne świata przeistoczenia czyli czas nie zwalnia

Właśnie siedzę i jem kiwi. Jest to bardzo dobre kiwi. Co prawda nie tak dobre jak kawał wołowiny stekiem zwany, usmażony medium rare z masłem czosnkowym i pieczonymi ziemniakami (właśnie dostałem ślinotoku) - czyli ubóstwiany przez każdego samca zestaw tłuszcz i węglowodany - witaminy to co najwyżej witamina C w piwie. No ale wróćmy do kiwi. Więc jem kiwi. I jest to dobre kiwi - jest słodkie, soczyste. Jest takie, ponieważ zamiast zjeść je od razu po zakupie, pozwoliłem mu nieco czasu spędzić w lodówce, żeby dojrzało. Niestety... z ludźmi tak nie jest. Ludzie zamykani w lodówce nie zyskują na wartości. Nie stają się lepszymi ludźmi. Nie nabierają cech godnych naśladowania. Oj nie... ludzie zamykani w lodówkach starają się z nich wyjść, kopiąc w drzwi - po czym, nie wypuszczeni, umierają z braku tlenu. Jest to smutne.

Ale do czego zmierzam...

Otóż ze smutkiem ostatnio zauważyłem, że upływ czasu - który jest przedstawiany w szeroko pojmowanych mądrościach życiowych jako panaceum na różne ludzkie przywary i zdarzenia z zasady nie miłe, otóż wcale takim panaceum nie jest. Głupi ludzie pozostają głupi, próżni pozostają próżni. Tematy nie zamknięte definitywnie wracają jak bumerang - zwykle z jakimiś dodatkowymi atrakcjami.

Sam czas w sobie ma jedynie tą cechę, że płynie i coraz bardziej przybliża nas, do z góry przegranego sparingu z ponurym żniwiarzem. (skecz Monty Pythona z tymże jest doskonały).

W każdym razie - czas sam z siebie nic nie zmienia. Niestety, ten kto był imprezowiczem - imprezowiczem zostanie, ten kto był głupi - głupim zostanie. Oczekiwanie, że bez włożenia ogromu pracy z dodatkiem szczęścia, coś się z biegiem czasu zmieni jest, nie bójmy się tego słowa, kretynizmem. 

Żadne tam: "Czas leczy rany", żadne "Czas wszystko zmienia" - trzeba, Drodzy Państwo, napierdalać, że pot z dupy leci - żeby coś zmienić...