niedziela, 27 lipca 2014

perła w food tracku

Obejrzałem sobie ostatnio dwa filmy, które chciałbym polecić w ramach mojego jakże szacownego bloga.

Pierwszy to dokument p.t. "Vermeer wg Tima". Większość kojarzy Vermeera (jak nie kojarzy to wyjaśniam, że to niderlandzki malarz) z obrazu "Dziewczyna z perłą". Był zrobiony o tym obrazie, bardzo dobry film z młodziutką Scarlett Johanson. W każdym razie, jak dowiadujemy się z filmu Vermeer malował obrazy wręcz fotorealistyczne - mówi się, że "malował światłem". Tym to dziwniejsze, że po prześwietleniu okazało się, że na żadnym z jego obrazów nie ma szkiców (malarze zwykle sobie pomagali tworząc szkic i wypełniając go kolorem - u Vermeera brak na obrazach linii, które wskazywałyby, że stosował ta metodę). Wśród historyków sztuki powstało pytanie w jaki sposób Vermeer malował - część uważa, ze był geniuszem - ale pojawiły się głosy - że Vermeer stosował "technikę" w postaci odpowiednio ustawionych soczewek i luster - (w filmie jest to ciekawie pokazane jako wątpliwości czy takie postępowanie jest jeszcze sztuką czy też już nie).

To, że Vermeer mógł korzystać z ówczesnej technologii celem stworzenia swoich dzieł potwierdza  także fakt, że malarze w 17 wieku musieli najpierw odpowiednią ilość czasu terminować u innego mistrza a następnie dostawali dokument, że ów termin ukończyli i są kwalifikowanymi malarzami. Jeżeli chodzi o Vermeera nigdy nie udało się takich dokumentów odnaleźć (a wydaje się, że raczej powinny się zachować).

Drugim z głównych bohaterów filmu jest Tim Jenison. Milioner ze stanów, który jest owładnięty obsesją odkrycia w jaki sposób Vermeer malował swoje obrazy. I Tim spędza nad tym mnóstwo czasu - dokładnie mówiąc pięć lat. Na czym schodzi mu te pięć lat? Po pierwsze najpierw udaje mu się odkryć metodę, na podstawie, której malarz mógł tworzy. Następnie postanawia, nie będąc malarzem i nie mając pojęcia o malowaniu, namalować przy użyciu tejże techniki obraz Vermeera "Lekcja muzyki"... przy czym w pierwszej kolejności postanawia on zrekonstruować pokój, który namalował Vermeer łącznie z odtworzeniem jego wyposażenia. Czy mu się udało to polecam zobaczyć samemu. Dokument trwa 80 min i jest bardzo ciekawy - ogląda się go bez bólu.

Ciekawe w tym filmie jest także to, jak pasja może pochłonąć człowieka bez reszty - patrząc na Tima naprawdę zazdroszczę mu uporu i poświęcenia pięciu lat na zrobienie tego, co mu się tam w głowie umyślało...

Tutaj trailer:

Drugi z filmów to "Szef". Tutaj trailer:


 Jak zobaczyłem opis to pomyślałem sobie - ło rany kolejna amerykańska kupa, która obraża inteligencję i powoduje, że człowiek wychodzi z kina głupszy, niż do niego wszedł. Potem jednak zastanowiło mnie: po pierwsze - czemu ten film jest grany w kinach studyjnych, które zwykle bardzo dbają o dobór repertuaru, a po drugie - czemu w filmie zgodziły się wystąpić takie gwiazdy jak Dustin Hoffman, Robert Downey, Jr. (który ma tutaj epizodyczną. ale bardzo, bardzo zabawną rolę), Scarlett Johansson. Zatem stwierdziłem, że zaryzykuje 115 min. swojego życia. Co mi tam... wiadomo, że w tym czasie mógłbym robić jakieś pożyteczne rzeczy np. patrzeć się w sufit - ale pomyślałem, że jak będzie źle, to przynajmniej ostrzegę innych (taki ze mnie altruista - wynagrodzenie za mój altruizm proszę przelewać, na konto bankowe). Ale rozczarowałem się pozytywnie.

Film jest naprawdę dobry - to jeden z filmów z kategorii tzw. feel good movies. Czyli człowiek może sobie dla pocieszenia obejrzeć jak wszystko nie tak - skarbówka ściga, kot sąsiadów sra na balkon, samochód zepsuty etc. - po projekcji problemy oczywiście nie znikną, ale przynajmniej przez 2 godziny można się dobrze bawić. Obraz mimo swojej lekkości kładzie duży nacisk na analizę wpływu mediów społecznościowych na życie ludzi. Pokazuje zarówno jasne jak i ciemne strony facebooka, tweetera, smartfonów (telefony mądre tylko użytkownicy kretyni - sam mam więc to poniekąd autokrytyka). Konstatacja jest taka, że z mediami społecznościowymi jak z siekierą - można kogoś zarąbać, ale można przy jej pomocy zbudować dom.

Fabuła filmu opowiada o szefie kuchni, który przez media społecznościowe wpada w spore kłopoty. Nie chce pisać za dużo, bo fabuła jest ciekawa - dosyć przewidywalna, ale jednak ciekawa. Druga rzecz, która rzuca się w oczy (ale to już sztampowa rzecz dla tego rodzaju filmów) to pokazanie, że nie wszystko co złego rzuca na nas los, złe do końca zostaje w myśl zasady "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło". Wiadomo, że rzeczywistość tak nie działa - ale też i ten film ma nieść pocieszenie - a nie dołować dokumentnie. Aha byłbym zapomniał. panów (i panie lubiące tą samą płeć) w filmie ucieszy obecność Sofii Vergary - która całkiem przyzwoicie tu gra - a ja miałem ją za kolejną pustą laseczkę, co gra jak wieszak i głównie popada w samozachwyt - nie widziałem jej w innych rolach, więc mam nadzieje, że to pozytywne odczucie się nie rozmyje przy najbliższej nadarzającej się okazji...

Film polecam - nie jest to arcydzieło, ale bardzo przyzwoity kawałek kina, który daje co nieco do myślenia. Może człowiek nie śmieje się, jak ZUS na widok wpływającej rzeki naszych pieniędzy - czyli do rozpuku, ale jednak parę zabawnych momentów w filmie jest i uśmiech na twarzy się pojawia. Także 115 min na seans nie uważam za stracone.

Aha... Soundtrack z filmu jest w sam raz na lato - dużo tam muzyki kubańskiej, która nadaje się pod grilla, czy tam inne atrakcje ze znajomymi, kiedy to słońce powoduje, że narzekamy na upał a nie na opady ;)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz