wtorek, 2 kwietnia 2013

tekst mjuzik

Generalnie, to sprawa wygląda następująco: teksty w piosenkach. Czy je czytasz? 

Kiedyś, bardzo bardzo dawno temu, szczenięciem będąc, zacząłem słuchać muzyki. Hmmm chociaż, nie .... muzyki słuchałem już wcześniej - agresywne i brutalne przeboje Tęczowego Music Boxu czy też wielowarstwowe utwory Fasolek (i ten dres z myszką miki - zawsze chciałem nigdy nie miałem), wypełniły brzmieniem moje dzieciństwo wczesne. Ale w pewnym momencie, za sprawą rodziciela mego (który, mam nadzieje mówić to z pełnym przekonaniem, nie tylko przy początku tego miał udział)  zacząłem muzyki SŁUCHAĆ. Słuchać muzyki znaczyło wykonywać czynność polegającą nie tylko na wpadaniu muzyki jednym otworem a wypadaniu drugim (kwestę ustalenia co to za otwory odkładam w bliżej nieokreśloną przyszłość), ale na w pełnym tego słowa znaczeniu rozumieniu muzyki i odczuwaniu jako coś więcej niż tylko zbiór fal. Nieskromnie powiem, że nagrania posiadane przez ojca pożarłem w tempie dosyć szybkim i rozsmakowawszy się w słuchaniu, zapragnąłem więcej i więcej ......(sarkastyczne nawiązanie do Skarbu Państwa niezamierzone). 

Przedtem jednak, ojciec mój edukując muzycznie swój śliniący się bank genowy, nieraz wskazywał:
"To są synu Schody do nieba", "To jest synu Dym nad wodą", "To jest synu Czarny Sabat" -dobra to ostatnie wiem, że trochę twardy rdzeń (z ang. hardcore) jak dla parolatka (który wciąż nie bardzo kojarzył kolory a Sabat to już wogóle nie wiedział co to i dlaczego) - ale też i ojciec mową Trzęsiwłóczni (z ang. Shakespear) nie władał, więc dysponował nazewnictwem powstałym w przaśnych latach PRL-u. I oczywistym było, że jak słyszę to co słyszę to to są "Schody", a jak słyszę to inne to to jest "Lejla".  Było to tak oczywiste jak to, że Bobo Frut kopie. W małej mojej i słodkiej blond główce aniołka (rany!!! na co ja wyrosłem) kiełkowało jednak pewne poczucie niepokoju, że oni tam chyba coś jednak jeszcze mówią. I że to coś ewentualnie może nawet mieć jakiś związek z tym wszystkim fajnym co słyszę. 

Tak też czas mijał, a ja słuchałem. I nadszedł ten piękny moment (nie wiem kiedy to było, ale było chyba dosyć dawno, tak że pamięć w żaden sposób nie sięga, mimo że wciąż sięga do momentu jak np w wieku lat 5 dostałem na urodziny koszulkę z BRUSEM LI), iż uzyskałem wiedzę językową pozwalającą mi na: po pierwsze korzystanie ze słownika, rzecz druga rozpoznawanie co też te zbitki wyrazowe mogą znaczyć. I było to jak uderzenie Kliczki prosto w żołąd, jak pudel na głowie o poranku - zarazem szokujące i intrygujące wiedzieć co oni tam śpiewają. Powstawał jednak problem zasadniczy - skąd te teksty wziąć. Bo temu, kto tekst "Paranoida" zrozumie jedynie tylko słuchem się posługując i nie będąc Angolem, temu dwie flaszki wódki litrowe gotów jestem postawić i co więcej na znak pokuty je z nim wypić. 

YNTERNETU wtedy nie bardzo było skąd wiadrem przytargać - a nawet jak było to też i nie bardzo w tym ynternecie były teksty lub ich tłumaczenia..... I tutaj z pomocą przychodziły 2 (słownie: dwie) rzeczy - książeczki w płytach i sklep muzyczny. Co do pierwszego, to raczkujący przemysł fonograficzny w Polszaje nieraz spod znaku Jollyego Rogera, nie bardzo przejmował się prawami autorskim zarówno do płyt jak i ich "oprawy". Skutkowało to tym, iż nawet pirackie płyty (a właściwie bardziej kasety - trochu się z płytami zapędziłem) miały książeczki z tekstami. W sklepach muzycznych można było z kolei dostać książeczki z przedrukiem tekstów danej grupy i uwaga - prawdziwy hicior- tłumaczeniami. Cóż to była za rozkosz zapuścić płytę i słuchać tekstu mają go przed oczyma (duszy mojej czy tam jakoś tak). 

I tak też dowiedziałem się, że "Dym nad wodą" to nie jest piosenka o parostatku, że "Schody do nieba" nie opowiadają o awarii windy w 16 piętrowym bloku a "Czarny Sabat"....... nie jest o psie wabiącym się Sabat (jako maskulinizacja Saby - a chuj znam takie mądre słowa i kurwa to mój blog i będę ich kurwa używał). A "Lejla" a "Layla" to chyba zawsze wiedziałem o czym jest :D 

Tak też moi drodzy, czytajcie teksty piosenek, bo też skąd możecie wiedzieć czym się zachwycacie w danej chwili. Ot choćby jak ta rodzina poniżej (czego sobie i Wam życzę:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz