sobota, 16 sierpnia 2014

takie tam ze świata

Niby wakacje to sezon ogórkowy ale ostatnio się sporo wydarzyło:

1.
Podobno rzeczy, które trwają zbyt długo zaczynają być swoją własną parodią... I chyba podobnie można powiedzieć o działaniach Rosji przez ostatnie pół roku. Można także powiedzieć, że stanowią one kwintesencję czarnego humoru. El prezidento Putino jak i reszta rządu matuszki rosji z kamienną twarzą wypowiadający oświadczenia o nie mieszaniu się w sprawy Ukrainy - podczas gdy rakiety radośnie latają sobie z terytorium jednego państwa do drugiego. A czołgi i transportery opancerzone dostarcza separatystom Święty Mikołaj ... ops! znaczy się Dziadek Mróz. Wladymir chyba trochę postawił się w sytuacji osoby, która poszła na imprezę, bo myślała, że będzie fajnie po czym okazało się, że fajnie nie jest - ale jakoś tak głupio wyjść przed czasem.A nie bardzo można strzelić za dużego focha - bo za dużo ludzi nas znielubi i potem mogą nas już nigdzie nie zaprosić.

Z drugiej strony pozostaje mu ciągnąć tą farsę dalej - farsę wywołującą ciarki na plecach połowy Europy. Jak przestanie to okaże słabość - a jak pokazuje przykład Jelcyna - okazanie słabości w Rosji równa się utracie stanowiska jak i doprowadzenia państwa do stanu zupełnego burdelu. Kto wie, może powstanie jakaś możliwość wycofania się z całej sytuacji z tzw. twarzą. A jak nie to cała impreza potrwa pewnie jeszcze następne pół roku. Cierpieć będą cywile - ale kto by się tam nimi przejmował...

2.
 Miałem ostatnio okazję być w Białymstoku (bardzo ładne miasto - muszę tam jeszcze się kiedyś wybrać w celach turystyczno - imprezowych - z singlowego punktu widzenia wydaje się być bardzo atrakcyjne :D). Ale nie o tym - aby do Białego się dostać skorzystałem z usług jedynego, najwspanialszego, najcudowniejszego, najbardziej dbającego o pasażerów przewoźnika tj. Polskich Kolei Państwowych (skrót PKP - często rozwijany także jako Poco Kurwa Pojechałem). 

I tutaj, ku własnemu zdziwieniu muszę PKP pochwalić. Nie za warunki przejazdu i tabor - bo te jak zwykle urągają jakiejkolwiek przyzwoitości. Otóż pociąg PKP opóźnił się, co jest rzeczą normalną, standardową żeby nie powiedzieć, że wręcz ordynarną. Dla mnie 30 min opóźnienie pociągu miało to znaczenie, że nie zdążę się przesiąść w stolycy na pociąg, który miał mój szanowny zad dowieść do miejsca przeznaczenia. Pociąg zaliczył opóźnienie o 30 min - gdyż w Zawierciu jakiś inny pociąg miał awarię i zablokował tory (wiwat PKP po kurwa stokroć wiwat...). Tutaj przed oczami pojawiła mi się wizja konieczności latania do kierownika pociągu i wykazywania się szczytami charyzmy, żeby zadzwonił do kierownika pociągu, co by ten poczekał na moją szanowną osobę. Jednakże, zupełnie i całkowicie irracjonalnie, w głowie pojawiła  się myśl - A może jednak nadrobi... I ... nadrobił!. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego - ale pociąg nadrobił 30 min opóźnienie - czego, jak żyję na tej planecie lat 30, jeszcze nie byłem świadkiem. Życie podobno lubi zaskakiwać - ale żeby aż tak...

3.
I ostatnia rzecz -  najbardziej też smutna... zmarł jeden z bohaterów mojego (i pewnie nie tylko mojego) dzieciństwa Robin Williams. Tzn. zmarł... popełnił samobójstwo, żeby być precyzyjnym. Chyba każdy urodzony w latach 1980 - 1990 dorastał z Robinem. Jako dzieci mieliśmy do czynienia z Robinem w Alladynie (głos Dżina), Hooku, Flubberze  czy też Jumanji. Jako młodzież każdy oglądał  Good Will Hunting czy Stowarzyszenie umarły poetów o Pani Doubtfire nie wspominając. A na stare lata w pełni docierało to o czym był Goodmorning Vietnam, czy Między niebem a piekłem.  

 Na wieść o jego śmierci zareagowałem jak chyba wszyscy czyli pytaniem "Ale jak to? On? Ale dlaczego?". Dlaczego taka osoba miałaby się zabić?". Wiedziałem, że Robin za kołnierz nie wylewał jak i że lubił też zdecydowanie mocniejsze i zdecydowanie mniej legalne używki. Nie wiedziałem jednak, że leczył się z depresji i miał chorobę afektywną dwubiegunową... W Internecie oczywiście zaroiło się od informacji o tych schorzeniach  i o konieczności pomoc chorym ludziom. Jakby to była nowość... W każdym razie po raz kolejny okazuje się, że często osoby, które najmniej narzekają i są najbardziej wesołe - dźwigają najwięcej...

Pisząc tego posta przypomniało mi się, że Robin wystąpił jeszcze w teledysku do powszechnie znanego i lubianego przeboju - który to wrzucam poniżej (a który stanowi gorzką ironię po tym co się stało... ale może też i pocieszenie - ostatecznie Robin już nie musi zmagać się sam ze sobą).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz