sobota, 18 maja 2013

tytuł z niemieckiego języka strasznego - und warum warum warum ......

Dzisiejszy post będzie miał charakter tłumacząco - rozliczeniowy - i nie chodzi mi Broń Panie Boże o korektę zeznania podatkowego lub też czynny żal, żeby mi policja skarbowa nie zrobiła z dupy jesieni średniowiecza. 

Otóż dzisiejszy post będzie o rzeczy dziwnej trochu i też takiej nietypowej, bo będzie o tych nooooo o kompoście..... znaczy nie  nie nie ... będzie o sportach walki. Tak.... Ha-dzia (międzynarodowy odgłos wydawany w każdym filmie karate). Bo też i filmy karate zna chyba każdy, mężczyźni oglądają je z fascynacją (ta podświadoma projekcja, że ten na ekranie to ja) kobiety zapoznają się z nimi z atencją zdecydowanie mniejszą - patrząc przy tym na swojego MISIA z politowaniem i wyrazem twarzy na zasadzie: "Co za kretyn - jak on to może oglądać - przecież oni wogóle nie rozmawiają .... ":P
No i w tych filmach to oni właśnie komunikują się za pomocą sztuków walków różnistych. I co najdziwniejsze sztuki te nie są wynalazkiem czysto abstrakcyjnym, jedynie na potrzeby rozbawienia gawiedzi stworzonym. Sztuki owe faktycznie istnieją i nawet są w kraju naszym, nad wisłą z orłem w koronie, uprawiane

Otóż tak się składa, że w tym roku minęła okrągła 13 rocznica odkąd zacząłem się w te (TE) rzeczy bawić. Co prawda samych sezonów kiedy w miarę regularnie próbuje komuś urwać głowę albo kiedy ktoś próbuje odbić mi wątrobę jest parę mniej ... ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pewną ilość powietrza na salach treningowych różnistych przez swoje płuca przepuściłem (wiadomo życie, ale z moich obliczeń wynika że te 10 lat w miarę regularnej męczarni się uzbiera). 

I tutaj pada pytanie zasadnicze i takie które postawiłby każdy w miarę logicznie myślący człowiek - PO CO ? I miałby rację to pytanie stawiając. Bo też i nie jest to ścieżka mojej zawodowej kariery, nie mam parcia na zdobywanie medali na zawodach czy też nie mam parcia na wogóle w nich startowanie - więc PO CO? Jest przecież tyle przyjemniejszych rzeczy, jeżeli ktoś już się zmusza do obrzydliwej rzeczy wysiłkiem fizycznym zwanej. Pływanie, bieganie (no to akurat też robię), jazda na rowerze, tenis.... można długo długo wymieniać. Sporty, które nie robią co do zasady siniaków, takie w których uderzenie kogoś w kolokwialnie mówiąc ŻOŁĄD następuje przypadkiem a nie jest samo w sobie celem :) Otóż nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - PO CO? :D

Pamiętam jak poszedłem na pierwszy trening mając lat 16 - nigdy nie byłem typem sportowca, co więcej nigdy sport mnie nie interesował (na cholerę oni kopią ten świński pęcherz obszyty skórą i czemu wszyscy mają włosy na żel... to jakaś tajna akcja reklamowa L`Oreal?!??!). Właściwie to nawet nie wiem, po co tam poszedłem. Mogłem przecież robić wtedy zupełnie co innego - jakieś cywilizowane rozrywki - książki poczytać, muzyki posłuchać, film obejrzeć, popatrzeć się w ścianę ...... 

Na pewno nie zaciągnął mnie żaden kolega. Może to jakaś potrzeba była nabycia przez nastolatka czegoś, czym można by komuś zaimponować ..... ale komu też to imponuje..... No nie wiem... w każdym razie pierwszy trening na którym byłem, dla osoby która jak ja nie uprawiała regularnie sportu, to była maskara, rzeź, maraton polskich komedii romantycznych, koncert Kings of Leon z Mandaryną na wokalu, Gowin w składzie zarodków..... Koszulka po tymże treningu nie miała suchego miejsca i zanim wyschła minęło z półtorej doby. Pierwszy trening był darmowy... I ja do tej pory nie wiem co spowodowało, że po tym jak mnie zamęczyli, zbili, narobili siniaków, kazali skakać, biegać, rozciągać się, kopać w innych ludzi, przyszedłem na następny trening z opłatą za cały miesiąc. Czy to była potrzeba udowodnienia sobie czegoś? No ale mogłem przecież po prostu zacząć palić fajki i pokazać jakim to dorosły, macho i że nie odstaje od innych (napisałbym pić wódkę ale hłe hłe hłe hłe - Polska..... wiadomo....... :P). I tak też regularnie na treningi zacząłem uczęszczać. Potem też i doszły kolejne sekcje tudzież kluby i różnych dyscyplin w zakresie sportów i sztuk walki (bo to nie to samo jest ) człowiek popróbował. 

I teraz pytanie kolejne: dlaczego 29 latek wciąż przy tym zostaje? Wciąż się po pracy na ten trening zwleka, mimo że powinien wesołą fanfaronadą się zająć robiąc jakieś rzeczy powszechnie w społeczeństwie akceptowalne..... a idzie i znowu mu chcą nogę ukręcić, albo twarz obić setnie..... I znowu 29 latek nie wie co ma odpowiedzieć - może to przyzwyczajenie, może to chęć pokazania samemu sobie, że jak chcę to mogę, mimo że perspektywa drzemki albo słodkiego lenistwa jest dużo bardziej pociągająca i też, nie ma co ukrywać, dużo bardziej racjonalna.....A może 29 latek się już tak do walki z samym sobą przyzwyczaił żeby się zebrać i iść walczyć na trening, że inaczej nie umie...

No bo adrenalinę daje tak naprawdę każdy inny sport - może nie każdy w takiej dawce (choć niektóre w zdecydowanie większej) ale jednak to nie powód ciągłej chęci partycypacji. Zmęczenie też jest spore, ale to da się osiągnąć w każdym sporcie - odpowiednio śrubując tempo. Plusy w postaci, "Bo teraz mam większą szansę  obronić siebie i tych którzy są ze mną" tak naprawdę tracą znaczenie - 29 latków już nikt fizycznie nie atakuje - oni mają wystarczająco przejebane.....Charakter też już się wyrobił (że odwaga, zacięcie, silna wola) więc by 29 latek mógł się czymś poważnym zająć - jakimś sportem dla niego bardziej przystającym.... a jednak się nie zajmuje. Jedyne jak to teraz mogę wytłumaczyć, to nieszkodliwą ekstrawagancją jaką chyba każdy ma ... a przynajmniej mieć powinien, co by się z tłumu wyróżniać :)

W każdym razie, aby podsumować, bo to ważne, żeby jakaś konstatacja jednak była - życie jest nieprzewidywalne i nawet zaprzysięgły mól książkowy, meloman oraz wielbiciel późnośredniowiecznego kina moralnego niepokoju północnej Alzacji czasem bierze torbę i idzie jakąś dźwignię założyć albo z rękawic bokserskich pożytek zrobić......

Na koniec piosnka ładna co mi się  bardzo strasznie podoba..........



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz