wtorek, 26 marca 2013

nowo roczno coś tam gdzieś tam

Jest już koniec marca. Koniec marca jest co roku i jak co roku jest koniec roku - przepraszam......obiecuje, że już nie będę. Otóż, ponieważ minął już kwartał tego roku wspaniałego, w którym to Kasia Tusk wciąż jest szambiarką (ta wiem że niskie hłe hłe hłe)...ups... szafiarką..... w którym to Aleksander "boli mnie goleń" Kwaśniewski wrócił do polityki, a polska reprezentacja zwycięża jak zwykle czas zrobić podsumowanie postanowień noworocznych. 

Bo wiadomo w trakcie Sylwestra złożyliśmy sobie wewnętrzne obietnice - były to obietnice przemyślane, obietnice tak przemyślane, że można by powiedzieć iż nieraz wydumane. Obietnice pełne nadziei i wiary (jak nadzieja i wiara że mielony zjedzony w przydrożnym zajeździe "Królweskim" był robiony przynajmniej w 20% z mięsa i że było to mięso zwierzęce... pomimo tego że wśród ludzi którzy trasą przy której bar stoi, mieli podróżować, było nadspodziewanie dużo zaginięć ;) I nigdy... przenigdy.... ale to absolutnie i totalnie i  zupełnie nie były składane sobie pod wpływem alkoholu. Gdyż wiadomo, że w tym kraju co jak co ale monopolowych się nie otwiera bo i tak nie mają racji bytu - przecież NIKT NIE PIJE. 

Ja teraz opowiem o jednej z moich obietnic.... otóż ponieważ masa mojego ciała wskazywała na to, że niedługo zacznę posiadać własne pole grawitacyjne, tudzież na imprezach stałem koło wszystkich, a w  zoo drapieżniki spoglądały z pewnym niepokojem na moje zbliżanie się do ich klatek postanowiłem, iż musi być mnie mniej. Na początku rozważałem opcję z oddaniem się na przeszczepy.... ostatecznie organy wewnętrzne trochę ważą i zabierają miejsce potrzebne np. żeby upchnąć czipsika, kebabik czy tam inną goloneczkę. Nawet byłem już u drzwi panów o kolorze skóry odbiegającym od przeważającego wśród ludności naszego państwa, którzy to panowie pochodzili z kraju obwinianego o produkcję rzeczy o niskiej jakości. Niestety panowie pomyśleli, że jestem Godzilla której od wódki popierdoliły się kierunki i zamiast standardowo niszczyć Tokio postanowiła wrzucić na ząb białe mięso i pojawiła się u słowian. Pomyślenie tego co teraz napisałem zajęło im dokładnie tyle czasu, ile potrzeba na skonsumowanie miski ryżu za pomocą pałeczek po czym ulotnili się w sobie tylko znanym kierunku na zachód Unii Europejskiej. NO CÓŻ...... przeciskając się między okolicznymi blokami poszedłem zatem pomyśleć, co by tu dalej robić...... 

Ponieważ nie lubię wyważać otwartych drzwi (bo i tak nie zmieściłbym się w otworze drzwiowym) pomyślałem, że nie zostało mi nic innego jak spróbować dwóch odwiecznych wrogów człowieka szczęśliwego i spokojnego, człowieka pełnego nadziei i przyjaznego innym - uwaga piszę - DIETY I WYSIŁKU FIZYCZNEGO. Mój Boże.... z jakimż to utęsknieniem patrzy na mnie wszystko co dobre, wszystko co kiedyś wcinałem nie patrząc na konsekwencję. Patrzy się z żalem, patrzy z wyrzutem "Zdradziłeś nas, odrzuciłeś nas a my zawsze byliśmy dla Ciebie, cukier i tłuszcz - kochaliśmy Cię miłością czystą i dozgonną a ty, tak piszemy z małej litery, a ty.... jesz teraz owoce...... i to normalne owoce a nie że orzeszki w panierce i żresz warzywa i że dużo warzyw a nie że papryka na pizzy ......" I potem jeszcze wysiłek fizyczny i on był najgorszy, bo się tak patrzył jak Ku Klux Klan na Denzela Washingtona, jak Hannibal Lecter na kogokolwiek, jak Bogusław Linda na kałasznikow......i kazał mi się ruszać i męczyć i w ogóle......i płakałem .... i szloch okrutny z mej piersi gładkiej się wydarł.... i byłem jak emerytka po odwołanym odcinka Mody na sukces, jak Kożuchowska wjeżdżająca w kartony, jak konto dzień przed wypłatą......

I nie będę pisał Wam więcej, bo nie chcę Was straszyć.... zostanę tutaj w cierpieniu i znoju ... .sam.... a Wy, ludzie z dobrą przemianą materii wracajcie do waszych 3 posiłków dziennie plus przekąsek i do waszego braku ruchu a co za tym idzie zakwasów. Ja zostanę tutaj, wytapiając się w ogniu mąk piekielnych......




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz