wtorek, 13 stycznia 2015

Piekło mrok - cały rok

  Z przerażeniem stwierdzam, że wróciłem do pisania. Chciałbym powiedzieć, że to z nadmiaru czasu - ale przy ilości pracy, którą ostatnimi czasy wykonuję, nie mogę tak z "czystym sumieniem polityka" (BUAHAHAH) powiedzieć.

Dlaczego zatem? 

  Niech za wytłumaczenie wystarczy, szanownym czytelnikom, powszechnie przyjęta przez studentów na egzaminach odpowiedź: NIE WIEM :) Niech choć raz coś nie ma logicznego wytłumaczenia, które zaspokajałoby perwersyjną ludzką ciekawość (jak: Ile zarabia? Z kim się spotyka ? Dlaczego tak schudł? Dlaczego ja nie schudłem? Ciekawe co jest do jedzenia?).

  Chciałem dzisiaj napisać, o moich jakże ważkich, lotnych, natchnionych i niesamowicie przenikliwych spostrzeżeniach na temat współczesnego kina.

  Ostatnio sporo chodzę do kina, ale też nadrabiam sobie zaległości, oglądając (całkowicie legalne) filmy (naprawdę całkowicie legalne) z przed dekady (gardzę piractwem) albo i nawet (naprawdę uważam, że nie należy "ściągać" filmów) z przed dekad kilku (i trzeba za nie płacić),bo wtedy też było porządne kino (tylko mi czasem nie wychodzi).

  Tak więc mam rzecz, której ludziom wygłaszającym opinie nieraz brakuje, tj. tzw. PORÓWNANIE.

  Dość o naturze ludzkiej. Jak to mawiał islamski terrorysta na widok pasa z ładunkami: Przejdźmy do rzeczy. 

  Kino nam się wzięło i zbrutalizowało. Byłem ostatnio na "Exodusie" - czyli, było nie było, opowieści biblijnej. Christian "Jestem Człowiek Przebierający się za Nietoperza" Bale grał tam Mojżesza. I pomyślmy teraz chwilę... Mojżesz... Siwa broda, siwe długie włosy, lata po pustyni, a za nim stado Żydów. Ewentualnie brązowa broda, brązowe długie włosy, ubrany w zwiewną szatę, gada z płonącym krzakiem. Postury mikrej, raczej taki typ "intelektualista po filologii, zjadłem rano tofu na śniadanie". W filmie Scotta ... no cóż - lata z mieczem, tworzy partyzantkę, szlachtuje innych ludzi. Jak już kontakt z Najwyższym łapie, to też ma wątpliwości co robić powinien mimo, że najwyższy wprost mu wskazuje, co robić należy (mordować - znaczy się, prowadzić walkę narodowo wyzwoleńczą). Jak się okazuje, że Bale rady nie daje, to Najwyższy zsyła plagi, ludzie giną - generalnie z angielska jest fun. 

   Podobnie było w filmie "Noe" z Russelem "Grałem świra w Pięknym umyśle" Crowem. Że Noe to siwy kolo, co to głos usłyszał, że będzie trochę padać, to się wziął za budowę łajby z rodziną swoją. I tak w zgodzie zrobili łódź, a że miało padać trochę dłużej niż zwykle, to i łódź była trochę większa niż zwykle... Gdzie tam... W filmie Noe przez pół filmu morduje, a przez drugie pół biega z siekierą, za cieżarną Emmą Watson (kultywując tzw. twarde wychowanie :P). 

  W obydwu filmach, odtwórcy ról, są co najmniej "drwaloseksualni". To nie są mili panowie z przed dwóch dekad (albo i więcej, żeby rolę Charltona Hestona w "Dziesięciu przykazaniach" wspomnieć"), których ma się ochotę zaprosić na herbatę i pogadać z nimi o pogodzie i jakie ciastka najlepiej pasują, do kawy z mlekiem. To są urodzeni mordercy, że jak wieczorem (taa wieczorem) wracasz z imprezy, to na myśl o nich automatycznie, ze strachu, trzeźwiejesz.

  Z jednej strony filmy gdzie było kolorowo i miło, z drugiej współczesny wyostrzony realizm.

  Ale to nie  tylko te dwa filmy. "Władca pierścieni" - jasne biją się, ale wielu latających głów nie pamiętam. "Hobbit" - z założenia ekranizacja książki dla dzieci, gdzie co chwilę ktoś kogoś dekapituje, podpala i morduje jeszcze na sto innych, różnych, sposobów.  

  Właściwie o całym współczesnym kinie popularny można powiedzieć, że jakoś takie mroczne się zrobiło. Zamiast głaskać widza po głowie (jak to bywało jeszcze jakiś czas temu), stara się go doprowadzić do stanu, w którym po wyjściu z kina, właściwie zaczyna doceniać koloryt otaczającej rzeczywistości - że te wszechobecne, pstrokate reklamy to może nie są takie złe (no dobra, są okropne, ale chodzi mi o odbiór na linii kino- rzeczywistość). Bo w tym kinie to jakoś tak mrocznie było...

  Widać taka współczesna rola kina - kiedyś miało podkolorować rzeczywistość i widz szedł, żeby uciec od szarości. A teraz widz ma iść i zobaczyć, że wcale tak ładnie i jak z reklamy nie jest. I ma boleć nad losem nawet najczarniejszego charakteru - bo przecież i on miał swoje głębokie motywy (chomik mu uciekł, w Happy Mealu dali nie tę zabawkę) i nie był zły, żeby tylko być złym (jak to kiedyś bywało). Co dalej, sam nie wiem... może nadrealizm i Tusk w stroju mołdawskiego pastucha, cwałujący w stronę zachodzącego słońca na Jarosławie Kaczyńskim, przy dźwiękach największych przebojów Violetty Villas w wykonaniu zespołu Bayer Full z Grodzką na wokalu.

Klaps. The End. Koniec. 
  Kawałek Jacka White`a, o którym to wykonawcy się dowiedziałem, że ma polskie korzenie. Światła ma i lotna inteligencja mnie doprowadza do wniosku, że czyli jakby się w polszy urodził, to by był Jackiem Białym. Jacek zapowiedział się, że na trasę koncertową przyjedzie (tak trasę - chce zagrać u nas koncertów 10) i ja chcę Jacka kiedyś na żywca zobaczyć :) 

  








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz