piątek, 1 lutego 2013

europa

Na wstępie chciałem oświadczyć, że tytuł posta nie ma nic wspólnego z zespołem mężczyzn rosłych, w makijażu przystojnych z tapirem na głowie co to przebój wielki o liczeniu stworzyli.
Przechodząc do meritum, jak mawiał wujaszek Józef przed podpisaniem wyroków, tytuł odnosi się do przybytku karmiącego, w cenach antykapitalistycznych, pokolenia całe ludności rdzennej i ludności napływowej w mieście stołecznym województwa śląskiego tj. Stalino...... Katowicach. Otóż przybytkiem tym jest bar mleczny EUROPA. Każda opowieść powinna jednak zawierać wstęp do którego, aby nie nastawiać cierpliwości czytelnika na próbę, przechodzę. Kiedyś bardzo bardzo dawno temu zjawiłem się w mieście Katowice celem rozpoczęcia studiów na mojej alma mater tj Uniwersytecie Śląskim. Czas to był wielki i wspaniały, wszystko było nowe dla człowieka z prowincji (kanalizacja, wozy bezkonne, drogi brukowane i brak świń na centralnym placu miasta). Pojawiła się także kwestia zapewnienia sobie stałego wyżywienia, gdyż wbrew obiegowej opinii, student od czasu do czasu musi się pożywić i przyjąć pewną ilość kalorii, a kalorie te nie mogą mieć postaci li tylko płynnej. Na pierwszym roku studiów państwo nasze było na tyle wspaniałomyślne, że dopłacało do obiadów na stołówce studenckiej - i tak student za złotych pięć mógł pożywić się całkiem smacznie wraz z pozostałą bracią studencką w jednym miejscu. Warunki przypominały te z PRL-u ale też i same studia mają coś z przaśności więc jedno do drugiego pasowało.... Ale (zawsze jest jakieś ale...) piękny sen stołówkowy skończył się nagle brutalnie przecięty przez rząd (a tfu!), który stwierdził, że do studenckich posiłków dopłacał nie będzie (a tfu! studenci) i także pojawiła się konieczność znalezienia słusznego zastępstwa, gdzie głównym wyznacznikiem do oceny tego czy zastępstwo ma szansę powodzenia była cena serwowanych posiłków. I tak też wszystkie drogi doprowadziły mnie nie do stolicy Italii ale do baru mlecznego Europa. Bar mleczny Europa był rozwiązaniem w pełni ekwiwalentnym gdyż posiłki tam serwowane są i smaczne i w cenie, która studenta nie zrujnuje. Za złotych jedynie 4 można było dostać dwie porcej np makarony z kapustą i grzybami, który żołądek zapełniał znakomicie, za złotych 5 można było dostać talerz placków z jabłkami albo pierogów, które również smak miały zacny... tak więc od strony kulinarnej było dobrze powiedziałbym nawet, że dobrze bardzo.... Jedyne co zmieniło się na inne to towarzystwo, które oprócz braci studenckiej stanowić zaczęli także emeryci (taki mieli kaprys bo przecież wiadomo, że emerytury liczone w tysiącach ojro im pozwalają jeść codziennie kawior na łożu z dziczyzny w sosie szafranowym, popijając to tą najdroższą kawą co to się ją w guanie jakiś tam zwierząt znajduje - zresztą nie wiem kawy nie pijam). Emeryci jednak stosunkowo niegroźni jeżeli tylko akurat nie było jakiejś katastrofy lotniczej nie stanowili problemu. W barze jednak sławnym Europa stołowała się także prawdziwa awangarda żulerni okolicznej w tym także creme de la creme dilerzy okoliczni. Razu pewnego stołując się w barze przy stoliku obok usiadł młodzeniec już niemłody w kurtce skórzanej, co widać było że niejedno przeżyła. Młodzieniec ów zamówił szklanice słuszną kompotu z wiśni i obowiązkowy element każdego polskie wesela tj. krokieta. Rozsiadł się wygodnie delektując posiłkiem - za minut parę przysiadł się do niego inny młodzieniec w stanie wskazującym na znacznie większe zużycie tego młodzieńca przez życie. Coś tam sobie szepnęli na uszko i młodzieniec krokietem zwany z zza pazuchy wyciągnął strzykawkę dużo zapełnioną płynem brunatnym. Tutaj zaświtały mi w głowie jakieś tam informację że jakaś słoma, na stole stał kompot, to że jakiś kompot... ale że nie do picia tylko taki inny.... no w każdym razie byłem świadkiem transakcji, gdyż młodzian bardziej zużyty wyciągnął swoją nieco mniejszą strzykawkę i naciągnął sobie pewną ilość płynu..... Cóż było robić skupiłem się na swoich łazankach z kapustą i grzybami, rozważając przy tym całokształt zaistniałej sytuacji.... do czego doszedłem .... jak zwykle do niczego :) jak to pisał poeta "some are born to sweet delight, some are born to endless night". Tym samym moje nawyki stołowania się w Europie nie zmieniły, a pana w kurtce skórzanej spotykałem jeszcze kilka razy - widać bar spełniał dla niego rolę biura na godziny :) W każdym razie polecam wszystkim złaknionym przygody i posiłku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz