W myśl jednej z zasad Hitchcocka (hitch - węzeł, supeł cock - slangowe określenie na wiadomo co - a my się z Psikutasa śmiejemy :) ) najpierw jest trzęsienie ziemi a potem napięcie winno rosnąć. Tak więc - UPILIŚMY SIĘ. Upiliśmy się radośnie, upiliśmy się na smutno, upiliśmy się wódką, upiliśmy się piwem, winem, płynem Borygo, denaturatem (tak zwany drink Ray Charles) czy też alkoholem od miłego mężczyzny ze wschodnim akcentem (tak zwany drink Stevie Wonder). Gdzieś tam wewnątrz wiemy także co nas czeka..... Cierpienie, niemoc, gehenna... ale póki co jesteśmy lwami parkietu, zdobywamy miłości naszego życia (najlepiej wszystkie naraz). Jesteśmy filozofami, politykami, lekarzami, prawnikami, ekspertami sportowymi - jesteśmy wszystkim.... I przychodzi ranek...... I nagle BUM ....Rzeczywistość uderza z siłą wodospadu, prosto w twarz. Powietrze głośno jest.... w głowie przemówienie Hitlera podczas koncertu death-metal- dubstep zespołu. Każda upadają kropla to odgłos jak przy przekraczaniu bariery dźwięku... I jak przetrwać ... JAK ŻYĆ... ale ale może delikatne dźwięki muzyki pozwolą jakoś przetrwać to co najgorsze .....
I tak subiektywny wybór 7 (a czemu nie 8 - bo wtedy można by zapytać czemu nie 7) piosenek na kaca:
7. Pierwszy kawałek ma walor rozrachunkowo- wspomnieniowy - polecam zwłaszcza po weselu gdzie też duży wybór potraw i człowiek tak je i pije i je i pije i je i pije a potem pije a rano jest jak zwykle.....
6. Kawałek kolejny pomaga zwłaszcza po upiciu się na smutno - bo zostawiła, bo nie chce, bo ma innego ..... i rano jeszcze ten kac i to doświadczenie rzeczywistości jest takie wyraźne takie namacalne - i te pi*****ne kurzołapy z puchatymi uszkami..... dla pocieszenia tylko Tymon - leczy duszę, leczy ciało - zupełnie jak schabowy ......
5. Kawałek kolejny jest moim osobistym faworytem - ot prosta miniaturka na gitarę akustyczną - gdzieś tam sobie w tle brzdęka i pozwala umęczonemu umysłowi zająć się konstruowaniem kolejnej teorii wszystkiego .....
4. Następna propozycja to nieco inna bajka (czy też w warunkach zmęczenia poimprezowego koszmar). Ot hip-hop taki radosny, słoneczny (że w obecnych warunkach pogodowych to tylko chciałoby się rzec "słonecznie jak ja pi****ole) i że niby jechać na rowerze - na kacu taaaaa, ale posłuchać można - widać, że autor jednak pewną praktykę w przedmiotowej sprawie posiada:
3. Już nie boli prawda? Prawda? Wszystko jest w porządku? Prawda? Nie k***wa nie jest - ale kto wie może powtarzanie tego będzie miało jakąś siłę sprawczą (jak twierdził pewien PRowiec o nazwisku zaczynającym się na G i kończącym się oebbels). Piosenka zawsze pomoże pamiętać co trzeba powtarzać:
2. Ale i tak wiadomo, że to koniec. Że nie ma już nic. Że nic nie będzie. Że wszystko nie ma sensu - bo czeka nas zejście, agonia, bo przecież nie idzie zdzierżyć......
1. I na koniec już na poważnie, bez śmiechów.... Kiedy budzisz się rano w otoczeniu pięknych ...... hmmmmm no cóż nie pozostaje nic innego jak być easy. easy like sunday morning.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz